Poniedziałek na Podzamczu

          Pogodowa przygoda w sobotę w Lądku jakoś nie zrobiła na mnie większego wrażenia i w poniedziałek startowałem w Jarkiem na Jurę.

Po lekkich perturbacjach z hamulcami jego samochodu (wszystko jednak ostatecznie zagrało jak trzeba) wylądowaliśmy na Podzamczu. Jarek był tu pierwszy raz a ja nadal zmagałem się z kontuzja dłoni więc miało być „lekko i przyjemnie”. W tej sytuacji  nie pozostało mi nić innego jak pokazać mu kilka ładnych klasyków. W tym celu udaliśmy się pod Niedźwiedzia i tam przebyliśmy Pięknego pięknoducha, Członka z marmuru oraz Oszołomionego oszołoma. Nie chciało nam się czekać aż zwolnią się kolejne drogi (ekipa miała lekką napinkę) a pogoda cały czas się poprawiała więc udaliśmy się pod Adepta. Niestety, był oblegany przez dziecięcą ekipę (ostatni jest to modne, przecież może okazać się, że wyrośnie kolejny Ondra czy  Sharma) na co my udaliśmy się pod pobliską, zacienioną Dziurawą gdzie przeszliśmy drogę Przez klawisz i następnie zawędrowaliśmy na Drobnych Cwaniaczkach.  Mając do dyspozycji w lewej dłoni akurat sprawne palce w postaci kciuka, wskazującego i małego (serdeczny plastrowany ze środkowym trzeba oszczędzać) musiałem naprawdę precyzyjnie pracować nogami by w ciągu drogę pokonać. Na szczęście, odcinek pionowy jest krótki, na następnym lekko położonym znalazłem no hand Resta a góra lekko przewieszona okazała się klamiasta. Jarek słuchając moich porad też całkiem dobrze sobie radził i pomimo kilku krótkich bloków poustalał ruchy i dotarł do stanowiska. W tym czasie Adept się zwolnił i mogliśmy powspinać się na łatwych klasykach w postaci Sanktuarium pękniętego jeża, Wrr grr buu czy zlew.com.pl. Po tym wszystkim Jarek ogłosił „koniec prądu” więc skończyliśmy i bez przygód zameldowaliśmy się w Racibórzu.