W lodowym świecie Kralovan i Slowackiego Raju

         Żegnając się z Maciejem w zeszłą sobotę w Kralovanach byliśmy wstępnie umówieni na przyszły tydzień w Słowackim Raju. Maciej zaoferował się wyszukać kwaterę i już w poniedziałek informowałem go o całkiem przyzwoitej liczbie chętnych na wyjazd. Dołączyli do nas Iza (wyleczona z przeziębienia), Jarek, Kaśka i uczestnik wyjazdu do Kralovan w postaci Irka.

W ten sposób nasz wyjazd nabrał charakteru klubowego ponieważ czworo z nas reprezentowało barwy RSW. Wystartowaliśmy w czwartek rano (w tym samym czasie Maciej wyruszył z Tychów). Po drodze nagle narodził się pomysł szybkiego odwiedzenia lodów w Kralovanach by Kaśka z Jarkiem mogli protestować sprzęt i dziobnąć lodu po raz pierwszy. Jak wymyśliliśmy, tak uczyniliśmy i dokonaliśmy kilka udanych wspinaczek dobrze się przy tym bawiąc. Wieczorem dotarliśmy na kwaterę w Hrabusicach gdzie oczekiwał na nas Maciej. Piątek to wyjście do Suchej Beli, klasyki klasyków turystycznych i lodowych w Słowackim Raju. Tutaj naszymi celami stały się lody Węgierski i Misowy. Warunki były kapitalne. Ostatni raz takie widziałem kilkanaście lat temu więc  było na czym się ruszać. Dziewczyny nam się zmęczyły więc postanowiły udać się w ciepłe rejony lokalu u wylotu doliny a męska część wyjazdu podeszła w głąb doliny pod Naciek i Nitkę. Patrząc się na ładny lód dółu Nitki (pojawia się bardzo sporadycznie) namówiłem Maćka na szybką akcję co dało nam trochę ponad 80m. wspinania po przyjemnym lodziku. Z góry postanowiliśmy nie schodzić lecz szybko zjechaliśmy do miejsca startu. W tym samym czasie Irek z Jarkiem przewspinali się po Nacieku i postanowili powtórzyć naszą drogę Nitką. Nam nie pozostało nic innego do robienia jak ogrzewać się ruszając się różnymi wariantami po tym co robili przed chwilą nasi koledzy. Po pewnym czasie  także oni zjechali do nas i mając chwilę zapasu przed zbliżającym się zmrokiem po kilkudziesięciu minutach zameldowaliśmy się w lokalu gdzie lekkiego spustoszenia w menu dokonały dziewczyny. Nazajutrz ruszyliśmy po raz kolejny przez Suchą Belę do wyżej położonych lodospadów. Była sobota więc chętnych do zwiedzania i wspinania było dużo i wolny lód znaleźliśmy dopiero na Korytowym i Bocznym. Czas nas trochę gonił bo trzeba było jeszcze wrócić do domu więc uskuteczniliśmy kilka szybkich spinów w fajnym lodzie i ruszyliśmy do lokalu. Nasz domowy zespół w górę Suchej Beli by zejść szlakiem ponad kanionem a reszta towarzystwa drogą rannego podejścia. W znanym nam lokalu uskuteczniliśmy konsumpcję i ruszyliśmy do domu. Tradycyjnie, na parkingu z Maćkiem umówiliśmy się wstępnie na kolejny wspinaczkowe spotkanie. Trzeba korzystać  jak są warunki… Wieczorek, zadowoleni wypakowaliśmy się z pojazdy Jarka. Było warto.