Rowerem przez Polskę (Sudety i dalej) - A. Hajnas

               Tym razem Adam postanowił zmienić środek lokomocji z nóg na rower i odbył podróż dookoła Polski. Pierwszą przeszkodą było pokonanie Sudetów. O tym i kilku innych ciekawych sytuacjach można przeczytać w zamieszczonej poniżej  relacji.

 

W zeszłym roku wpadłem na pomysł objechania rowerem całej Polski. Nie mając w tej materii żadnego doświadczenia wskoczyłem na swoją 3 – biegową holenderkę i ruszyłem na spotkanie z nową przygodą. W myśl zasady, że nadmiar świadomości odbiera odwagę czynu, z Raciborza skierowałem się wprost w Sudety, mając nadzieję, że jakoś to będzie. No i było, ale do czasu pierwszego poważnego podjazdu, który czekał na mnie za Złotym Stokiem. O dziwo, na przeł. Jaworową (705 m) nawet wjechałem ! Nieco zaskoczony pomknąłem na kolejną przeł. Puchaczówkę (862 m) i tam już mnie przytkało. Końcówkę musiałem dodreptać... Potem były dalsze przełęcze: pod Uboczem (730 m), Lisia Przeł. (790 m) i na koniec przeł. Kowarska (727 m).
No, ale podjazdy to nie wszystko, bo były i efektowne zjazdy, np. Drogą 100 zakrętów do Radkowa i chyba najlepszy, to ten do Świeradowa od Zakrętu Śmierci – ponad 14 km prawie prostej jak drut drogi w dół ! Z pogodą to też różnie bywało. Co ciekawe, będąc w Szklarskiej Porębie dorwały mnie nawet... mrozy ! (przełom kwietnia/maja).
Po zjechaniu z gór „dokręciłem” jeszcze do Gryfina (cała zachodnia granica), by stamtąd pociągiem powrócić do domu, niestety... Przyczyna okazała się dość kuriozalna: odparzyłem sobie na tyle poważnie tyłek, że nie byłem w stanie usiedzieć ani 5 minut na siodełku...!
Po trzech tygodniach rekonwalescencji powróciłem na trasę. Przejazd wzdłuż linii brzegowej Bałtyku był miłą odskocznią od gór. Potem jeszcze zaliczyłem Żuławy, Warmię i gdzieś w środku Mazur (Węgorzewo), tyłek znów dał o sobie znać... A więc powtórka z rozrywki... Nieco zrezygnowany postanowiłem drugą połowę Polski przejechać rok później. Ale o tym w następnym materiale.