Z Owczego Grzbietu na Bońka

                        W sobotę  razem z Grzegorzem ruszyliśmy w teren by w wersji przyjemnie i bez napinki spędzić kilka godzin na wykonywaniu działań w bardziej lub mniej spionowanymi terenie skalnym.

Naszym pierwotnym wyborem był rejon Dziewicy w podczęstochowskim Olsztynie. Niestety, na miejscu mogliśmy już pod Szafą podziwiać pojazdy ze ulubionymi przez tak zwaną prowincję rejestracjami a na ścianach zarzucone liny w wersji (wędka, w tym jedna żyła wpięta w ekspresy) uniemożliwiającej odsunięcie jej na bok by uskutecznić szybki wspin. Pod Biblioteką było jeszcze gorzej- kłębiła się bardzo młoda ekipa w kaskach (całość przypominała trochę mrowisko) a i pod Dziewicą było podobnie. W akcie rozpaczy podeszliśmy pod Owczy Grzbiet gdzie zauważyliśmy rządki nowych ringów. Byliśmy sami a ukształtowanie terenu skutecznie tłumiło okoliczne wrzaski. Łącznie zlokalizowaliśmy 7 ubezpieczonych dróg z czego udało na się przejść 6. Jedną zostawiliśmy sobie na inna wizytę. Co prawda działaliśmy w cieniu i trochę dokuczała nam wilgoć na trawie ale przyjemność wspinania niwelowała tą niedogodność. Całkiem ciekawą okazała się na nowo ubezpieczona linia Wujków Krzyśków będąca uczciwą szóstą (dla niskich może być trudniej). Co prawda inne linie miały trudności między IV a V+ i na nich można było bardziej zmęczyć się wspinaniem liny w ringi (wymogi bezpieczeństwa dróg kursowych) ale okazywały się dosyć długie. Ciekawa spraw jest także z filarkiem którym biegnie Nie ostatni świadek. W zależności  od tego jak zinterpretujemy drogę trudności oscylują między przewodnikowym VI.1+ a VI+. Nasz odwrót w kierunku samochodu tylko utwierdził nas w przekonaniu, że nie warto było przeciskać się przez tłum pod drogi i postanowiliśmy jeszcze powspinać się na Słonecznych. Niestety, tutaj też okolice skał przypominały rejony nawiedzone szarańczą więc pojechaliśmy na Bońka. Tutaj cisza, piękna okolica i wybór dróg wynagradzał stratę czasu spowodowaną podróżą. Ścigając się z czasem pokonaliśmy jeszcze 3 drogi o trudnościach (IV, VI i VI+) i niestety trzeba było wracać do domu. Ale z pewnością jeszcze w Góry Sokole powrócimy.