Rovinj - wspinanie nad morzem (współautor I. Gajos)

                       W tym roku postanowiliśmy testować wspinaczkę w upale na Istrii a dokładniej w oparciu o Rovinj.

Wyjazd tradycyjnie miał mieć charakter rekreacyjno-wspinaczkowy więc atrakcje różnego rodzaju miały być mile widziane. Oczywiście, miłe niespodzianki też! I takie były. Pierwsza, to znalezienie ładnego lokum po 10-ciu minutach od momentu  przyjazdu. Mogło by się wydawać, że w „Saint Tropez Chorwacji” w sezonie powinien być z tym kłopot a jednak baza noclegowa jest tak bogata, że faktycznie można jechać w ciemno. Innym, przyjemnym odkryciem jest temperatura. W słońcu jest upalnie ale nie tak jak na przykład w Starigradzie, Omisiu czy Breli. Dodatkowym bonusem jest bryza która upał potrafi całkiem skutecznie minimalizować. Także woda pomimo, że jest minimalnie chłodniejsza niż w Dalmacji oferuje właściwy komfort termiczny a wejście do niej jest raczej bezproblemowe. Baza gastronomiczna to bezmiar lokali o różnej charakterystyce i oczywiście cenach. Nie stołując się na promenadzie wzdłuż nabrzeża portu w rejonie starego miasta można całkiem dobrze zjeść (lokale w innych częściach miasta w bezpośredniej bliskości morza) nie drenując portfela.  Ważne, by sprawy załatwić przed zmierzchem ponieważ później jest w nich trudno o miejsce (coś ludzie na wakacjach muszą wieczorem robić) i czas oczekiwania na potrawy zdecydowanie się wydłuża. Zakupy to też kwestia bezproblemowa. Gęsta sieć sklepów Konzum oraz wybór rożnych marketów umożliwiają nabycie wszystkiego co potrzebne. Jedyny  problem to uzupełnienie braków sprzętowych. Trzeba się udać do Rijeki (90km) lub do Triestu (105km). Być może w mniejszej odległości da się coś zakupić ale tego tematu nie musieliśmy rozwikływać. Samo  stare miasto może się podobać. Od strony morza zabudowa przypomina tą z Wenecji a od wewnątrz plątanina wąskich uliczek nie pozostawia żadnych wątpliwości w jakiej części Europy się znajdujemy (widać wpływy włoskie). Nad tym wszystkim góruje katedra św. Eufemii z 63 metrową wieżą wzorowaną na dzwonnicy św. Marka w Wenecji. Jednak przecież trzeba też udać się w skały. Znajdują się one na półwyspie Zlatni  Rt. Można pod nie dotrzeć idąc z miasta wzdłuż morza (szkoda jednak na to czasu i energii - lepiej zrobić to rowerem) lub podjechać zwyczajnie samochodem kierując się na ulicę L. Adamovica. Tam w rejonie bramy (napis przy niej „muzeum”) parkujemy. Przechodzimy bramę i idziemy szutrową aleją do  rozwidlenia ze znakiem trasy rowerowej, skręcamy w prawo  i przy następnym rozwidleniu ze znakiem „trasa rowerowa 203” ponownie odbijamy w prawo.  Poruszamy się chwilę wzdłuż wybrzeża i po lewej widzimy skały. Nie powalają one estetyką a liczne graffiti ( niektóre w całkiem ciekawych miejscach - robiący je byli odważni) mogą co bardziej wrażliwych zdegustować. Całe wspinanie koncentruje się na ścianach dawnego kamieniołomu wapienia z którego pozyskiwano surowiec budowlany (nie tylko dla inwestycji okolicznych ale także dla tych realizowanych w Wenecji). Wysokość skał dochodzi do 16m a liczba dróg to trochę ponad 100. Jednak samo wspinanie jest całkiem ciekawe i urozmaicone. Dominują poziome krawądki ale są drogi z rzeźbą naciekową. Pod względem formacji mamy do dyspozycji połogie i spionowane płyty w paru miejscach przecięte małymi okapikami. Jedyna w większości przewieszona droga to Veliko plavetnilo o wycenie 7a. Pod względem trudności rozpiętość mieści się między 4a a 7a tak więc jest to rejon dla rekreacyjnych i średniozaawansowanych wspinaczy. Poniżej głównej ściany w bezpośredniej bliskości morza mamy do dyspozycji jeszcze trzy małe sektory. Najciekawszym jest środkowy. Prawy, oferujący wspinanie prawie z wody (lub z wody) i niestety jest mały a drogi raczej nieestetyczne. Inną niedogodnością w tych sektorach mogą być niepodważalne ślady zapachowe i dowody materialne na pobyt w tych miejscach ludzi. W kwestiach asekuracji drogi obite są gęsto i bywalcy naszej Jury nie powinni czuć się zestresowani odległościami między punktami a innym udogodnieniem tym razem oferowanym przez naturę jest występowanie cienia na większości dróg do około południa. Później to już raczej warto udać się na jakąś część pobliskiej plaży (wielu uważa, że jedna z najładniejszych w Chorwacji) i oddać się opalaniu lub (i) zanurzyć ciało w ciepłym i przejrzystym Adriatyku. Ostatecznie w czasie tego wyjazdu udało nam się przejść łącznie 99 dróg o trudnościach między 4b a 6b ( prawie wszystko OS lub flash). Pozostaje pytanie co oprócz spacerowania, wspinania i działań plażowych można w Rovinju uskuteczniać. Z pewnością dobrą opcją będą wycieczki rowerowe lub jogging (całkiem dużo osób pomimo słonecznej pogody to robiło), wybrać się na rejs między licznymi wyspami lub do Limskiego Kanału. Oczywiście, można też w rejonie kanały się powspinać ale latem południowa wystawa ścian daje szansę na zrobienie  czegoś tylko bardzo wczesnym rankiem. Pozostaje też pozwiedzanie okolicy w postaci innych miejscowości. Pytanie, czy warto się tam wybrać? Z pewnością tak mając na uwadze, że zawsze możemy przemieścić się w innych chorwacki rejon wspinaczkowy albo szukając chłodu ruszyć na północ do Słowenii lub Austrii.