Wyjazd klubowy do Koprivnic

           Wieczorem, 9 maja dwa pojazdy z klubowiczami i sympatykami RSW zaparkowały na podjeździe bazy Vanaivan w Koprivnicach rozpoczynając kolejne spotkanie polsko-czeskie.

Tym razem w planie było wspinanie oraz towarzyskie zawody inaugurujące otwarcie nowej części parku linowego. Będąc ekipą nastawioną na działanie zaraz po przyjeździe i powitaniu z gospodarzami powspinaliśmy się na wyścigi ze zmrokiem na dwunastometrowej sztucznej ścianie stojącej na wolnym powietrzu. Później, tradycyjnie udaliśmy się na rozmowy które miały miejsce kultowym lokalu gdzie wystrój z epoki (u nas byłby to wczesny gierek) dobrze korespondował z dużą częścią bywalców którzy też wyglądali stylowo. Lokal jest naprawdę warty zobaczenia! Niestety, jak się okazało obiekty konsumpcyjne zamyka się w Czechach szybko (w tygodniu o 22-giej a w weekendy można poszaleć do 24-tej). Znając przyzwyczajenia naszych południowych sąsiadów do przebywania w „hospodach” nie mogą zrozumieć jaki psychopatyczny polityk mógł im to zrobić! Należy jednak mieć nadzieję, że ktoś to z powrotem odkręci i tradycja nie zaginie. Rano ruszyliśmy na Vanuv Kamen. Ja odnawiałem z nim wspinaczkową znajomość (ostatni wspinałem się tutaj w 2003 roku), reszta ekipy miała dopiero poznać jak to tutaj jest. Na miejscu szybko zorganizowały się zespoły (Kaśka z Jędrusiem, Matt z Agą i jej córką a Iza tradycyjnie ze mną). Iza mając jakieś wiadomości o tutejszym charakterze wspinania szybko określiła co może z dołem a co na wędkę więc mając ograniczony czas ruszyliśmy do działania koncentrując się na lewej połaci południowej ściany. Matt musiał zająć się wdrażaniem w arkana wspinania Agi z córką co spowodowało koncentrację ich działań na lewo od nas. Kaśka z Jędrusiem początkowo uznali, że powaga dróg i ich wyceny będą zgodne z tym co na naszej Jurze postanowili śmiało naprzeć z dołem. Jednak po paru wstawieniach się w drogi musieli przeprosić się z wędką ponieważ dojścia do pierwszych (wysokich) wpinek były trudne a i wyceny okazały się bardzo mocne. Na szczęście to ich nie zniechęciło i po zmianie strategii mogli cieszyć się z urabiania kolejnych dróg. Wymieniając poglądy na trudności (robiłem  tz. „OS-y po latach”) z Izą zastanawialiśmy się na ile by te drogi były wycenione u nas. Uznaliśmy, że w przypadku tej skały należy brać poprawkę minimum „plus  1”. Co w praktyce by oznaczało : Kinderschlapp 3 (u nas IV), Vceluv Previs 5- (u nas minimum mocne VI), Ovci 5 (nasze przynajmniej 6+), Svatava 7 (na naszej Jurze w okolicy VI.2/2+). Pogoda nam dopisywała, humory też więc się dobrze bawiliśmy. Ostatecznie naszym łupem padły: Metodicka 2, Kinderschlapp 3, Vceluv Previs 5-, Ovci 5, Tururu 6-, Paternoster 6, Svatava 7. Udając się wczesnym popołudniem  do samochodu na parkingu zauważyliśmy pojazdy Wojciechów (Kornela i Nowaka) którzy tak jak obiecywali przybyli razem z rodzinami. Iza szybko ich odnalazła w Arboretum (tam uskuteczniali działania wspinaczkowe). Oznaczało to, że nasza reprezentacja na tym wyjeździe liczyła cale 15 osób co dawno się nie zdarzyło. Po godzinie 14-tej rozpoczęły się zawody. Wystawiliśmy 3 czteroosobowe drużyny. Każda z  nich musiała skompletować wszystkie konkurencje. Były urozmaicone: park linowy, skakanki, rzuty do celu, zadania koordynacyjne. Wszyscy się zaangażowali i dobrze bawili.  Niektórzy walczyli ze swoim strachem i fobiami, ale nikt „nie dawał tyłów” i nasze drużyny skompletowały wszystko co się dało. Powoli jednak gonił nas czas i trzeba było wracać do domu. Jeszcze tylko ostatnie ustalenie z Krasnym Kristofem na przyszłość (wyjazd na naszą Jurę), pożegnanie się i „w konie”. Do następnego razu. W wyjeździe brali udział klubowicze: Iza, Kaśka, Leon,  dwa Wojciechy, Jędruś, Matt, Darek oraz sympatycy RSW w osobach Agi z córką oraz rodzin Wojtka Kornela i Wojtka Nowaka.