1 Maja w Helfstynie (współautor I. Gajos)

         W wigilię święta ludzi pracy ( i jak się okazuje innych też) postanowiliśmy z Izą, że spędzimy je w  terenie.

Nie chcąc prowadzić pertraktacji z komitetami kolejkowymi pod drogami na Jurze postanowiliśmy udać się na południe, czyli w rejonu Bramy Morawskiej. Kwestię rejonu docelowego rozwiązał Matt, który w rozmowie telefonicznej poinformował mnie o końcu okresu reminiscencji i chęci powrotu do wspinania. Uznał, że właściwym celem będzie do tego raibungowy Helfstyn. W ten sposób w dwóch zespołach (Matt z Agą i Iza ze mną) stosunkowo wczesnym rankiem stanęliśmy pod skałami sektora Okno. Było tam tylko kilka osób więc problem z dopchaniem się do wybranych dróg nie istniał a warunki zapraszały do działania. Ruszyliśmy więc pokonując kolejne drogi  a Matt razem z Agą zgrywał się jako zespół atakując  Kvakina. Dobrze nam się z Izą wspinało i nagle zorientowaliśmy się, że wyzerowaliśmy na Oknie połać na prawo od „ od okna”. Matt walczył o powrót na wspinaczkowe łono wędkując kolejne linie a my zastanawialiśmy się na co jeszcze mamy ochotę. Ludzi pod skałami było coraz więcej i w czasie przerwy w działaniu można było poobserwować  jak inni sobie poczynają. Jedną z ciekawszych obserwacji było zauważenie, że coraz więcej osób w Czechach wspina się w kaskach. Innym ciekawym spostrzeżeniem była duża ilość odpadnięć. Nie mam pojęcia, czy kask na głowie ma wpływ na  poziom odwagi i świadomości, ale tylu zsunięć się na helftyńskich rajbungach ile zauważyłem w czasie tej wizyty nie zobaczyłem w czasie wszystkich poprzednich (a trochę tych wizyt było). Na koniec zaatakowaliśmy długą Pokryvacske tylko z jednego powodu-to naprawdę ładne droga. Dużo na niej wspinania które daje sporo satysfakcji. W tym czasie Aga i Matt przewspinali się po drodze o intrygującej nazwie „B” i mogliśmy się udać do domu. Łup Izy i mój to po 8 dróg na głowę. Drugi zespół też miał kilka na koncie więc wszyscy byli zadowoleni.