Niedziela na Zborowie

            Nie minęło kilkanaście godzin i kolejny raz byłem w rejonie Podlesic. Tym razem wyjazd zaproponował mi brat z czego z chęcią skorzystałem.
Początek był dla nas zły. Drogi interesujące Grzegorza na Bibliotece okazały się zajęte, więc na szybko musieliśmy zacząć realizować jakiś plan awaryjny. Na szczęście teren znamy dobrze i udaliśmy się pod Kruka. Tam pomimo narastającego upału weszliśmy na nie znane nam Kocie miski, a następnie była podróż po „dawnych czasach”. Oznaczało to wspinanie po drogach, z którymi mieliśmy bliski związek kilkanaście lat temu. Pamiętam obijanie Rysy Czoka (w spity wkręciliśmy oryginalne, piękne plakietki Petzla - niestety, nie dotrwały do kolejnego sezonu) i kilku innych dróg na Kruku. Ostatecznie po lekko nostalgicznych rejsach po wspomnianej rysie, ER condomie i Świętym spokoju postanowiliśmy przejść  się pod Młyny. O dziwo, było dosyć pustawo co wykorzystaliśmy do spaceru po Prawym Młynarzu i drodze na lewo od niego. Na koniec naszej wyprawy do przeszłości Grzegorz miał ochotę na Nikodemówkę, ale startujący w nią zespół tak długo celebrował przygotowania, że po przewspinaniu się pierwszego zawodnika i w czasie szpejenia się kolejnego straciliśmy cierpliwość i udaliśmy się do samochodu. Drogi nam przecież nie uciekną, a my i tak z dnia byliśmy zadowoleni.