Omis-czas relaksu

               Wakacje rozkręciły się już na dobre więc każdy z nas planuję jakieś wczasy o ile ma tylko taką możliwość. Jak co roku czekała mnie rotacja między urlopem rodziców a moim.
Krótko mówiąc „siedzisz w domu, my jedziemy – powrót – teraz my siedzimy a Ty rób co chcesz”.  W życiu czasem tak jest, że udaje się pójść na kompromis. Tym kompromisem była Siostra, która uratowała mnie przed dwutygodniowym „pilnowaniem chaty” a, że rodzicie zaproponowali bym im potowarzyszył to grzechem  było by nie skorzystać.  
Tak więc wylądowaliśmy w Chorwacji, cztery kilometry na południe od Omis’ia. Miejsce to jest mi bardzo dobrze znane ponieważ byłem tam kilka razy w tym z ekipą z Raciborza na wspinie. Dlatego długo nie zastanawiałem się czy na wyjazd brać ze sobą szpej. W opcję wchodziło wspinanie po fajnych bulderach leżących w linii plaży oraz oczywiście sportowe drogi w Omisiu wzdłuż Cetiny. Chciałem spróbować obydwu lecz z tym drugim wiązał się mały problem - mianowicie asekurant. Jak to mówią „dla chcącego nic trudnego” – szybka pokazówka tacie o co chodzi i problem został rozwiązany.    
Będąc na miejscu postanowiłem najpierw porozgrzewać się na bulderkach. Skał do wyboru do koloru. Jedne cofnięte trochę w głąb plaży drugie urywane nad wodą. Znalazły się nawet pojedyncze kolumny wystające z wody. Fajna sprawa , bo przy odpadnięciu lecimy do wody co daje duży komfort psychiczny jak i fizyczne orzeźwienie.  Co do samej skały – tarcie wyśmienite, chwytów i stopni od groma. Jedyny minus to cięcie skóry jak żyletki przy najdelikatniejszym kontakcie z resztą ciała.  
Po dokonaniu lekkiej kilkudniowej rozgrzewki przyszedł czas na  wspinanie bardziej wertykalne niż horyzontalne. Udałem się z tatą z samego rana do Omisia. Miałem szczęście – było pusto. Szybkie szpejenie, rzut oka na topo i czas zacząć działać. Ze względu na „pierwszy raz mojego Taty” wybrałem dwie dziewięciometrowe drogi, by zobaczył o co w tym wszystkim chodzi. Gdy już w miarę się oswoił wybrałem parę dłuższych dróg. Niestety, czas był ograniczony ze względu na planowane zakupy na targu rybnym oraz podnoszącą się temperaturę to też musiałem się sprężać . W raz z upływem czasu pojawiali się kolejne zespoły , sugerowało to, że trzeba kończyć zabawę. W końcu plan był taki, że wspinam się dla relaksu a nie dla ilość zrobionych dróg bądź cyfry.
Teraz trochę o samych drogach nad Cetiną - może się komuś przydać. Drogi obite bardzo gęsto, stanowiska klasyczne, występują również baranie rogi. Drogi średnio oddalone od siebie w odległości  1-2 metra, każda z nich podpisana. Można robić fajne kombinacje. Skała wiadomo – miodzio. Topo z którego korzystałem znajduje się na stronie www.climbingomis.com – warto zaznaczyć, że powstają cały czas nowe drogi.
Pod koniec wyjazdu postanowiłem przejść się plażą na południe. Dotarłem do dobrze znanego nam Kempu Daniel na którym biwakowaliśmy. Ilość namiotów i ludzi na polu odebrała mi mowę w porównaniu z naszym pobytem…Kilka lat temu mogliśmy codziennie zmieniać plac. Obecnie nie dało się wsadzić przysłowiowej szpilki…
Drogi :
1. Fanta 4b
2. Jube 4a
3. Kombinacja ŚiŚme 5a/Manteo 4c
4. Kombinacja Kambo Belveda 5b/ Mućka 6a