Rekonesans w Żimrovicach

        Mróz trzymał mocny i nie zamierzał ustąpić, a my myśleliśmy nad zadziałaniem na lodzie. Opcją szybkiej akcji był Dehylov, lub Żimrovice. W czwartek kurier przywiózł dla Izy buty (całkiem ładne Raichle), więc sprzętowo byliśmy gotowi.
Na piątkowej ścianie porozmawialiśmy o pomysłach przez chwilę z Adamem i byliśmy zdecydowani na rekonesans w Żimrovicach. Sobota powitała nas konkretnym mrozem (-16), ale my mając czas odczekaliśmy trochę i gdy nieśpiesznie ruszyliśmy było już trochę  cieplej. Na miejscu do mrozu dołączył się wiatr i było „trochę nieprzyjemnie”. Szybkie doszpejenie w samochodzie i pomaszerowaliśmy w kierunku lodów. Dojście zajmuje tylko kilka minut, więc  nie było problemów z czasem i ubytkiem mocy. Mróz wodę w kanale zaatakował nagle. Świadczyło o tym całkowicie zamarznięte koryto. Niestety, z upustu zamiast solidnej kolumny lodowej zwisały smętnie wyglądając kilkunastocentymetrowe sopelki. Wiedziałem jednak, że należy zbadać inne cieki które przeważnie lepiej w takich warunkach się  tworzyły. Faktycznie, ostatni największy lód zdążył się uformować. Nad brzegiem Moravicy ubieramy raki (dla Izy to „pierwszy raz”) i czujnie (momentami po lodzie) trawersujemy poniżej skałek w kierunku lodu. Po kilku chwilach jesteśmy na miejscu. Szybko, ciągnąc za sobą linę wspinam się lodem by założyć wędkę. Jest zimno, więc trzeba wspinać się ostrożnie ale i zdecydowanie. Lód jest twardy i równocześnie kruchy. Często trzeba zrąbać zewnętrzną warstwę by pewnie osadzić przyrządy. Po szybkim zjeździe teraz kolej na inauguracyjny wspin Izy. Początkowy, pionowy prożek poddaje się po kilku próbach (cena siniaki na kolanach po obiciach o lód). Potem jest coraz lepiej. Stosowanie się do rad (moich) w kwestiach osadzania dziab i raków powoduje coraz pewniejsze urabianie kolejnych metrów i po kilku minutach Iza melduje się przy stanowisku. Zamieniamy się miejscami i komfortowo, na wędkę wspinam się lodem na wprost. Iza powtarza mój wariant. Zimno trochę (momentami) nam dokucza i aby nie tracąc czasu żywcuję lód, likwiduję stanowisko i schodzę do Izy. Szybko się pakujemy i sprawnie osiągamy nasz pojazd. Wczesnym popołudniem jesteśmy w domu. Chyba za parę dni trzeba będzie ruszyć na kolejny lód.