Helfstyn - kolejna odsłona

     Ostatnie przygody w Helfstynie, kiedy zamiast  wspinania „bawiliśmy się” w kanioning nie zniechęciły mnie do tego rejonu.  Analizując pogodę doszedłem do wniosku, że tym razem może się udać.
Oprócz chęci przewspinania się po paru drogach chciałem porobić fotki, rysunki i notatki w celu stworzenia aktualnego topo. Od czasu opublikowania ostatniego trochę się w Helfstynie zmieniło.  Ostatecznie zespół w składzie Tomek Kaptur, Maciek Wawryszuk i ja stawiliśmy się pod Matterhornkiem by pooglądać jak to wszystko wygląda po wyczyszczeniu terenu pod skałą i odnowieniu asekuracji. Na pierwszy ogień wspinamy się skrajnymi drogami z lewej strony. Nie jest to przypadkowe, ponieważ praktycznie tylko tutaj można powspinać się w przewieszeniu, co w Helfstynie jest ewenementem . Droga o wycenie IV+ w przewieszeniu, z kluczowym ruchem z malutkiej żyletki daje trochę do myślenia... Obok biegnąca III+ też może zdziwić. Analizując sytuację dochodzę do wniosku, że raczej autorzy ostatniego opracowania po rejonie pozaniżali trudności (charakterystyczne dal wielu czeskich rejonów). Wydaje mi się, że w tym przypadku „degradacja” wynosi około jednego stopnia . Poranny chłód wygania nas w inne, bardziej nasłonecznione miejsce. Udajemy się pod najpopularniejszą ścianę rejonu, Bezjemenną.  Tutaj korzystając z lekkiego ciepełka działamy najpierw na drodze o wycenie V+, a później na biegnącej rysą „trójce”. Jeszcze wędkuję sobie na VII+ lekko ślizgając się po pozostałościach po zimie i powoli, zadowoleni z dnia wracamy do domu.