Rekonesans pod Ortlerem

   Latem 2003 roku pierwszy raz byłem w pięknie położonej wiosce Sulden/Solda w Południowym Tyrolu. Udało mi się wtedy samotnie zdobyć szczyt Hoher Angelus (3521 mnpm) . W trakcie tamtego pobytu mój podziw wzbudził Ortler/Ortles (3905 mnpm), wznoszący się nad wioską swą  potężną pn.wsch. ścianą.
Od tamtego czasu parokrotnie próbowałem tam wrócić, aby zmierzyć się z tą górą. Zbierając informację na jej temat, dowiedziałem się że samotne zdobywanie tej góry jest bardzo ryzykowne  ponieważ najłatwiejszy wariant drogi prowadzi przez lodowiec w którym występują liczne szczeliny. Dlatego parokrotnie próbowałem znaleźć chętnych z odpowiednim doświadczeniem, aby stworzyć zespół  z którym spróbuję zdobyć tę górę. W tym roku również próbowałem namówić ludzi, jednak bezskutecznie...
       Mimo to wykorzystując zapowiedzi parodniowego okna pogodowego, wyruszyłem do Włoch, aby naocznie się przekonać jak wyglądają fragmenty drogi wiodącej na szczyt.  
17 sierpnia wyjechałem  z Raciborza w drogę liczącą 1140 km. Na parkingu za Monachium postanowiłem się przespać, aby z samego ranka wjechać w Alpy. W ten sposób 18 sierpnia przed południem dotarłem do wioski leżącej na wysokości1840 mnpm.
    Dzień minął mi na lekkim spacerku wraz z rozpoznaniem początkowego etapu drogi wyjściowej z wioski do schroniska Payer, położonego na wysokości 3029mnpm. ponieważ zaplanowałem sobie wyjście do niego nadchodzącej nocy. Po powrocie do wioski pozostało odpocząć przed nocnym wyjściem w góry.
Przed zapadnięciem zmroku zaczął padać deszcz, co nie nastrajało mnie optymistycznie, jednak gdy się obudziłem o 1.30 zobaczyłem rozgwieżdżone niebo. Więc wkrótce po lekkim posiłku ruszyłem w górę. Niesprzyjające okoliczności jakie mnie spotkały w drodze do pośredniego  schroniska Tabaretta (2556 mnpm), sprawiły że postanowiłem przy nim poczekać aż się rozwidni. W ten sposób dopiero  z nastaniem światła dziennego ruszyłem dalej w górę.
Gdy  dotarłem do schroniska Payer, wszystkie zespoły już wyruszyły w drogę na szczyt. Zatem pozostało mi tylko przejść się skalnym początkiem drogi, a nastepnie podziwianie pięknych widoków i ludzi będących już na widocznym fragmencie  lodowca. Samotne wejście na lodowiec określiłem jako zbyt ryzykowne. Pozostał niedosyt, a zarazem marzenie do zrealizowania. Może kiedyś uda się stworzyć zespół gotowy do zdobywania tej góry. Wchodzenie na nią lepiej połączyć z noclegiem w którymś ze schronisk, gdyż bezpośrednie wejście z wioski, może okazać się zbyt wyczerpujące, a pomiędzy schroniskami nie ma dobrego miejsca na rozbicie namiotu.
Podziwiając i robiąc zdjęcia górze, a także wznoszącym się po drugiej stronie wioski szczytom Vertainspitze (3545 mnpm) i Hoher Angelus (3521 mnpm) rozmyślałem aby znów tu wrócić i spróbować ją zdobyć. W końcu zszedłem z powrotem do wioski. Z jej górnej części widać sąsiadujący z Ortlerem,  Koenigspitze/Gran Zebru (3851 mnpm), który również stanowi niezłe wyzwanie.
Na następny dzień zapowiadali nadejście burz, zatem z samego ranka pożegnałem się z  wioską i wieczorem dotarłem do Raciborza. Ten krótki, ale intensywny wyjazd przyniósł mi nowe górskie doświadczenia.