I wódz zamknął oczy...

   Po ostatnich wojażach w okolicach Ogrodzieńca przyszedł czas na kolejną potyczkę z "Płytą" w Łutowcu. W piątek wieczorem skrystalizował się skład na sobotni wyjazd: Darek i Tomek Kaptur, Adam Kotwicki, Bartek Adamek i ja z rodzinką (rodzinka czysto turystycznie).
Droga na Jurę jeszcze nigdy nie trwała tak długo - kilkukilometrowe korki przy będących w wiecznym remoncie wiaduktach - zgroza! W końcu jednak po blisko 3 godzinach jazdy udało się dojechać na miejsce. Reszta chłopaków już była, więc szybko dołączyłem do grupy. Adam z Bartkiem prowadzili właśnie Psie Oczodoły, a Darek z Tomkiem oddawali się rozmowie. Szybka rozgrzewka na rzęchu pod Ewunią i podszedłem pod główny cel mojego przybycia - Płytę Czyngis-Chana. Na świeżego powinno się udać przy w miarę sprzyjających warunkach (choć nie do końca - mogło być trochę chłodniej) - pomyślałem. Otóż nie! Pierwsza, druga, trzecia wstawka i nie mogę odpalić, co jest grane? Nic - rest. Darek w międzyczasie załoił sobie Akwizytora Mocy, a później poszli z Tomkiem na Poemat Jąkały (wczesniej wieszając ekspresy na Ewuni.Bartkowi w 2 próbie udało się ją przejść). Poszedłem w jego ślady,  acz nie do końca - przy trzecim punkcie sobie odpuściłem (trzeba oszczędzac siły na wodza). Kolejne starcie z Płytą i udało się ponowić wynik z poprzedniego razu - AF - czyli status quo. Podczas moich zmagań Adam obczajał Poemat. Kolejny rest i Darek przeszedł Prostowanie Roju, które później powtórzył Adam co w środowisku raciborskich łojantów jest nie lada osiągnięciem. Ładnie mu poszło choć nie bez problemów - dojmująca lampa robiła swoje. Trzecie starcie z Płytą było zarazem ostatnim. Ponieważ na RP się nie zanosiło, postanowiłem przypatentować ostatnią sekwencję co przy masywnej potliwości dłoni zakończyło się efektownym lotem z klam wyjściowych - widocznie wódz zamknął oczy i runąłem w czeluść. I to był koniec mojego wspinania tego dnia. Był jeszcze Wielbiciel Orłów w wykonaniu Darka i Tomka. Obaj panowie wyruszyli nieco wcześniej do domu - reszta pozostała. Adam namawiał mnie abym spróbował się z Płytą jeszcze raz, ale nie miałem już chęci (obawiałem się, że braknie mocy).Za to Adam się skusił i pociągnął. Asekurując go poskładałem sobie w głowie wszystkie sekwencje - pozostaje pewnego razu wrócić i załoić. Na Psich oczodołach wisiały ekspresy, więc Adam chcąc nie chcąc musiał się udać kolejny raz na górę.Mieliśmy iść jeszcze pod Czaszkę, ale po 2 ostatnich przejściach Adam zmienił zdanie i pozostało zapakowac się w bolidy i wracać do domu.
Z potyczki z wodzem wyszedłem co prawda bez zwycięstwa, ale myślę,że czegoś się znowu nauczyłem i prędzej czy później droga się otworzy.