Patent na VI.3

      Czwartek wieczór po telefonie od Darka ustaliliśmy, że jedziemy w piątek na wspin. Poważnym wyzwaniem było wybranie optymalnego miejsca do działań. Dlaczego? A dlatego, że kolejny dzień zapowiadał się upalnie i bezchmurnie. Wybraliśmy zacienione (!!!)  skały Rzędkowic.
O umówionej godzinie wstawiłem się pod domem u Darka. Szybki przepak, zamiana bolidów i jedziemy. Na miejscu jesteśmy koło godziny 11 z hakiem. Jak na dzień roboczy towarzystwo wspinaczy w Rzędkach było dość umiarkowane. Idąc wzdłuż skał przyglądaliśmy się okolicznym zawodnikom robiących rozmaite drogi w pełnym słońcu, od których aż skwierczał „żar tropików”. Od razu wróciły wspomnienia z wyjazdów lipcowych do Chorwacji… Darek co jakiś czas omawiał mi podręcznikowo nazwy skał oraz dróg, pokazując tutejsze klasyki. Po około 10 minutowym marszu znaleźliśmy swój cel,  który nawet znajdował się w cieniu. Krótka lekcja historii i wspomnienia z młodości Darka na jej temat otwierają ciekawe wyzwanie. Potem udaje się na górę celem instalacji wędki. Ja wypakowuję sprzęt z plecaka i powoli zaczynam się ubierać  uprząż. Co chwile spoglądam na kluczowe miejsca drogi. Z dołu wydaje się być w miarę prosta,  ale jak nie raz już się o tym przekonałem, że punkt widzenia może zmienić wszystko o 180 stopni. I tak też jest w tym przypadku. Pierwszą próbę podejmuje Darek, kilka patentów, układanie ruchów w sekwencje i top. Wydaje się nawet całkiem dobrze. Zjazd i moja kolej. Czas zacząć coś urobić. Start jest techniczny i siłowy, ale udaje się coś wykombinować, kilka ruchów i jest wymarzona klama i top. Zjazd, rozwieszenie ekspresów, rest i próbujemy prowadzić. Rusza Darek: pierwsza wpina, trzy palce lewej ręki do dziury, palec prawej ręki do dziury, teraz wstawienie nóg i ruch do chwytu przechodzącego w odciąg a później w podchwyt - jest trzyma -  teraz czujnie nogi – stoją – ruch do klamy, pach i dół. Droga nie puszcza, kolejna próba i kolejna, pas i rest. Teraz ja: pierwsza wpina, ruchy startowe ok, strzał do klamy, pach i dół. Coś nie pasuje…cholera... jeszcze raz i nic, drugi i nic, trzeci to samo. Koniec…rest.. Podchodzi Darek: start – idzie dobrze, jest już prawie przy klamie i pach w dół. Coś jest nie tak, daje dół. Rezygnujemy z prowadzenia wiążemy się do wędki i zaczynamy wszystko od nowa krok po kroku…..Jeszcze kilka prób za nami w końcu znajdujemy optymalne dla siebie sekwencje, co prawda dwie różne  ale ważne, że dla każdego z nas są pasowne. Wiemy już co i jak. Jeszcze raz po dwie próby na wędkę by utrwalić w pamięci to co było ciężko patentowane. W końcu wychodzi na nasze. Wiemy, że droga nas puści. Teraz musimy poczekać na chłodniejsze dni by wrócić i załoić. Mamy nadzieję, że się uda. Będąc jeszcze zmotywowani ruszamy w kierunku samochodu atakując jeszcze trzy drogi. Darka łupem padły drogi: Ścianka Ekiperów IV, Recepta Na Okulary VI.1+, Kucyk Pędziwiatr V+. Ja zadowoliłem się tylko Ścianką Ekiperów, na resztę zabrakło mocy i chęci. Koło godziny 17 spakowaliśmy graty do auta i ruszyliśmy w drogę powrotną.

p.s.
Tomek nie napisał, że oprócz wspinania celem wyjazdu było zbieranie informacji na odcinek cyklu " nie tylko dla orłów".