Wyjazd rekreacyjno-szkoleniowy

   Wyjazd rekreacyjno - szkoleniowy                                

   Po kapryśnym początku lata nadszedł weekend, a wraz z nim zdecydowana poprawa warunków. Kierując się obiecującymi przewidywaniami synoptyków czteroosobowa załoga Forda S-Max wyruszyła do Łutowca, by poraz kolejny zmierzyć się z tamtejszymi drogami.
Załogę tworzyli: Grzegorz Kaptur, Darek Kaptur, Bartek Adamek i Maciek Wawryszuk. Na miejscu zastaliśmy dość dobre warunki termiczne - słońce nie operowało zbyt mocno, co nie powodowało nadmiernej potliwości i sprzyjało dobremu tarciu. Na początek podeszliśmy pod Ule i Słonia. Darek z Grzegorzem działali na Sutkach Prostytutki, podczas gdy Bartek i ja rozgrzewaliśmy się na Wielbicielu Orłów. "Z obejściem" udało się nam obu zrobić ją RP, co specjalnie mnie nie dziwi (przechodziłem ją już kilkakrotnie, a Bartek z powodzeniem wcześniej ją wędkował). Z prostowaniem nie było już tak różowo - po raz kolejny nie znalazłem recepty na sforsowanie przewisu i trzeba było odpuścić (widać linia w tej konfiguracji niespecjalnie mnie lubi - może kiedyś). Koledzy na Sutkach dzielnie sobie poczynali i byli bardzo blisko odniesienia pełnego sukcesu, tu jednak najlepiej sytuację oddałby komentarz Darka (komentarz D.K. Mój brat praktycznie drogę "ma poukładaną". Nie trzymają go żadne ruchy, czy ich sekwencje.Do poprowadzenia potrzebuje trochę szczęścia, ponieważ "Sutki" to ciąg czujnych, precyzyjnych ruchów). Po tak odbytej rozgrzewce przenieśliśmy się na Knura. Tam z Bartkiem zajęliśmy się Aurorą, a Darek z Grzegorzem zaatakowali sąsiadkę z lewej (postanowiliśmy się poprzyglądać drodze Ryśka Emilewicza Krzywy Ryj. Dawniej klasowy TRADowy pasaż teraz w całości ubezpieczony. Drogę przeszedłem dwa razy. Długie, ładne i urozmaicone wspinanie. Jednak "smakuje to już zdecydowanie inaczej niż kiedyś na własnej protekcji). Pierwsze przejście celem zawieszenia wędki nie obyło się bez dłuższych restów - jedna wpinka wymagała ode mnie odpowiedniego ustawienia aby zawiesić ekspres (w końcu się udało i droga się otworzyła). Bartek dość gładko poradził sobie z wędką (choć wybrał łatwiejszy wariant przez komin) (tutaj realizowaliśmy doszkalanie Bartka w doskonaleniu obsługi przyrządu asekuracyjnego oraz szlifował on technikę wspinania. Postęp jest widoczny! Wydaje się, że coś z czasem z tego może być). Skrajne drogi na lewo były zajęte, toteż Darek z Grzegorzem przenieśli się na Lochę (konkretnie na Kto to jest Duda - jeśli się nie mylę),a my przeszliśmy sobie jeszcze raz Aurorę. Tym razem poszło gładko bez bloku, a Bartek z powodzeniem wyczyścił punkty  w drodze powrotnej (przechodząc drogę Kto to jest Duda zauważyłem pewne zmiany w jej rzeźbie powodujące obniżenie trudności. Na dolnej płytce zdecydowanie polepszyła się kluczowa dziurka. W czasie otwierania drogi był w niej duży ząbek co powodowało możliwość umieszczenia w niej jednago palca. Teraz ząbek zniknął i mieszczą się bez problemu palce dwa! Też na górnej płytce trochę wygodniejsza wydaje się być jedna z dziur. No cóż... Takie czasy!). Zebrawszy szpej przenieśliśmy się na koniec pod Zamkową. Darek polecił Bartkowi i mnie Zamkową Piątkę, która wyglądała bardzo obiecująco - wspinaczka po szuflach, ale w urozmaiconym terenie. Po dotarciu na półkę od stanu dzieliło mnie może 2-3 metry lecz nie potrafiłem znaleźć sposobu na ich pokonanie. Jak się później okazało pomiędzy półą i stanem zalecane jest zainstalowanie własnego punktu w rysie (dla poprawy humoru), co stwarza możliwość bezpiecznego ukończenia drogi. W tej postaci droga jawiła się jako w pełni wkaszalna co potwierdził Bartek pokonawszy ją TR. Po prawej Darek i Grzegorz poprowadzili sobie Q-twę, a Bartek przeszedł ją w ładnym stylu na wędkę wykorzystując swój parametr i odpowiednio się ustawiając (muszę stwierdzić, że walczył ładnie i starał się wykorzystać swoje atuty fizyczne). Na koniec Grzegorz postanowił pójść Zamkową Piątką zakładając, że albo wejdzie albo się zwali (mówiąc łagodnie).Doszedł do półki i przymierzył się do końcowej sekwencji. Patrząc z dołu z pozycji asekuranta widziałem praktycznie koniec drogi - Grzegorz był już w dogodnej pozycji do wpięcia w stanowisko, kiedy nieoczekiwanie runął w dół wyrywając mechanika i zatrzymując w punkcie poniżej póły.Muszę przyznać,że włos mi się zjeżył,bo wyglądało to dosyć groźnie.Szczęśliwie straty własne u Grzegorza okazały się nieduże - parę otarć i lekko stłuczony duży palec u nogi ( lot był dosyć długi. Około 6-7m. Jednak nie stanowił on w dokonaniach brata jakiegoś rekordu ponieważ zdarzało mu się latać na dłuższych dystansach. Powód odpadnięcia to zmęczenie i skurcze). W każdym razie odeszła mi ochota na atakowanie tego dnia Zamkowej Piątki (Mattowi i Bartkowi po locie "siadła lekko psycha". Nie dziwię się, przecież pierwszy raz widzieli "live" takie widowisko. Grzegorz przetrwał lot dobrze. Otarcia na wierzchu dłoni okazały się powierzchowne a i palec bolał tylko chwilowo. Gdyby nie czas i zmęczenie to "jak go znam" wspinanie by było kontynuowane). Darek, chcąc nie chcąc musiał się udać ponownie na obie drogi aby zlikwidować punkty co nie stanowiło jednak dla niego problemu. Choć z przygodami,wyjazd należy zaliczyć do udanych - kolejny zbiór doświadczeń i nowe drogi do załojenia. W dobrych humorach wracaliśmy do domów,myśląc powoli o kolejnych podbojach ( wydaje mi się, że Bartek na tym wyjeździe trochę się nauczył. Poprowadził drogę, wyczyścił inną z przelotów, potrenował asekurację i technikę. Najważniejsze, zobaczył że można przetrwać stosunkowo długi lot i nie być po nim w rozstroju nerowym (ale to stało się dodatkowym i nie planowanym dodatkiem - jednak nawet spektakularnym).
                           
                             Grzegorz na Krzywym Ryju
                           
                             Bartek w czasie procesów myślowych (przerwa w wędkach na Aurorze i okolicach)
                                  
                             Matt na Łutowieckiej Piątce
                           
                             Grzegorz na Łutowieckiej Piątce
                           
                             Knur, Locha i Warchlak (nazwa ludowa grupy-Łóżeczko)