Chwila pogody

        Chwila pogody                                                           

    Sobotnim rankiem korzystając z okna pogodowego wyruszyliśmy do Łutowca, gdzie mieliśmy nadzieję zawalczyć na tamtejszych drogach.
Z racji liczebności zawodników udaliśmy się tam na 2 samochody. Załoga Forda to: Grzegorz, Darek, Adam i Maciek. W Nissanie zasiedli:Paweł, Adam i Bartek. Dotarłszy na miejsce postanowiliśmy zacząć od Knura i Lochy. Słońce było bardzo krzepiące(proszę - jaki piękny rym), więc szybko wypakowaliśmy zabawki i ochoczo wzięliśmy się do łojenia. Na rozgrzewkę wybraliśmy z Grzegorzem Łyk Szczęścia. Potem Grzegorz z marszu przypomniał sobie sobie sasiadkę Łyku.. Adrenalinę. W międzyczasie Darek z Adamem M. działali na Losze, po czym wrócili na Knura (Darek: wspinaliśmy się na Zimnym Herbercie, następnie poprowadziłem Białe Noce i Adrenalinę, a Adam Łyk Szczęścia). Zeszliśmy z Grzegorzem na lewo gdzie padła Aurora. Droga ładna wspinaczkowo (zapadła mi w pamięć również dzięki jednej z dziur,w której "coś" prawdopodobnie zamieszkiwało. Nie byłem zresztą odosobniony w swych spostrzeżeniach - Grzegorz i Paweł także się z owym "czymś" zetknęli)(Darek: po reboltingu drga zyskała na długości. Pierwotnie kończyła się na półkach). Chwila odpoczynku, później asekuracja Adama H.na IV Rzeszy (przeszedł ładnie). Cóż, trzeba coś tu jeszcze spróbować. Skorzystałem więc z wędki zawieszonej na Jeleniu i z niemałym trudem wgramoliłem się na górę (oj wspinanie po nocce nie jest najlepszą opcją). Pomimo braku snu moc i spręż do działania były silne. Załoga Forda przemieściła się pod Ule, Słonia i Różową Ściankę, podczas gdy reszta kompanów pozostała jeszcze jakiś czas na Knurze. Zaczęliśmy od Różowej. Miałem mieszane uczucia. Ostatnim razem wskutek grubiańskiego potraktowania centralnej drogi - Różowej Pantery zostałem skarcony najpierw  dość solidnym lotem, a potem wykręceniem nadgarstka (rada dla wszystkich:nie ubliżać drodze!). Tym razem mając w pamięci powyższe,postanowiłem spróbować zawędkować ową drogę. Ledwie wyleczona kontuzja nauczyła mnie pokory, więc z należnym szacunkiem i spokojem zabrałem się do wspinania. O dziwo,tam gdzie musiałem strzelić ostatnim razem  teraz udało sie łapnąć statycznie. Jeszcze trochę kombinowania i w końcu udało się dotrzeć do stanu. Szybki zjazd, pokłon Panterze i mogłem ze spokojem brać się za inne rzeczy. Widząc mój rosnący entuzjazm i wolę walki,Darek zabrał mnie na Płytę Czyngis-Chana, którą poprzednio rozkminiałem. Start - wyjazd rąk - na dół - magnezja.Jeszcze raz i w górę. W prawym trawersie lekki bloczek na zamianę rąk (ale już bez odwisu jak ostatnio), jeszcze dwa ruchy i stan (Darek: Płyta to taka panelowa droga świetnie nadająca się do prób OS, przewieszenie i duże chwyty bardzo wielu odpowiadają). Moc wciąż we mnie była więc trzeba było korzystać.Na wielbicielu Orłów ujrzałem rozwieszone ekspresy, hmmm....obejście już robiłem więc może prostowanie? Czemu nie? Na razie na wędkę, aby się zapoznać z bulderowym startem i poszło. Darek chcąc sprawdzić ile mocy jeszcze w nim drzemie wziął na celownik Rój, a następnie jego prostowanie (bardzo ładne przejście, tym bardziej,że już praktycznie "na do widzenia")(Darek: Prostowanie Roju pokazuje drogę o skoncetrowanych trudnościach. Trzy ruchy decydują o sukcesie. Przyblok na krawądkach i precyzyjna praca nóg na tarcie to recepta na sukces). Zachęcony tym co właśnie zobaczyłem postanowiłem przystawić się do Roju ale nie zdołałem ukończyć drogi - to był kres moich sił tego dnia. Paweł z Adamem H. jeszcze to zrobili. Odpoczywając, podziwialiśmy zmagania Grzegorza na Sutkach Prostytutki. Droga jest bardzo wymagajaca, na której jeden błąd może zaważyć o przejściu. Grzegorz postanowił wrócić do tematu "na świeżo". Popołudnie wchodziło już w zaawansowaną fazę,więc zebralismy szpej i z poczuciem dobrze spożytkowanego czasu udalismy się do domów,z pewnością nie raz jeszcze tu zawitamy - jest przecież tyle do zrobienia.