Autoasekuracja. Pierwsze starcie!!!

                  Autoasekuracja. Pierwsze starcie!!!                 


     W ostatnią sobotę 21 listopada, korzystając z nadspodziewanie  jak na tą porę roku dobrej pogody, wybrałem się wraz z Darkiem do Krużberku w nadziei na kontynuowanie dobrej passy sprzed tygodnia.
Uprzedzając jednak mające zajść wydarzenia, napomknę o tym, że gdzieś około połowy tygodnia dotarła do mnie niecierpliwie wyczekiwana przesyłka pocztowa.  Zawierała ona niewielki przyrząd do asekuracji o nazwie GIGI. Z pozoru niby nic, ot, kawałek metalowej blaszki z kilkoma otworami. W praktyce jednak rzecz ta kryje w sobie wielorakie zastosowanie - diabeł tkwi w znajomości patentów. Z jednym z takich patentów czas jakiś temu zaznajomił mnie Darek, podczas zajęć ściankowych. Wcześniej rozmawialiśmy kilka razy o wspinaniu solo z autoasekuracją, a  ja mając za sobą parę nieudolnych prób solowania z użyciem prusików nie miałem w tej materii rozeznania. Z pomocą przyszło tu właśnie GIGI  pospolicie nazywane płytką przewodnicką, oraz jak wspomniałem wyżej – poglądowa lekcja autoasekuracji przy użyciu tegoż przyrządu udzielona przez Darka.
Wracając do sobotniego wyjazdu - sprawa była prosta. Jeszcze w piątek na ściance ustalamy oczywistą oczywistość, że jak pogoda będzie to ruszamy  rano.  Pada też obustronna deklaracja, co do metody wspinaczkowej – solowanie. Ja uzbrojony w odpowiedni teoretyczny bagaż, czuję nieprzepartą chęć zobaczenia  jak to w rzeczywistości wygląda. Będąc już na miejscu okazuje się, że jesteśmy jedynymi wspinaczami w okolicy (narazie), w przeciwieństwie do poprzedniej soboty, kiedy to oblężenie skał było podobne do majówki pod Kaskadami w Podlesicach. Szybko podejmujemy decyzję by zaatakować popularną czwórkową drogę biegnącą prawą częścią wybitnego filara Hlavniego Masivu.
U pojawiających się z czasem czeskich łojantów musieliśmy wzbudzać pewną konsternację Dwóch gości na jednej drodze, ale nie asekurują się wzajemnie,  motają jakieś węzły, ciągną za sobą kłębowisko liny i w dodatku każdy swoją osobno.
Coś tu nie gra. Nie prościej asekurować  jeden drugiego? Po co komplikować sobie tak sprawę? A no właśnie!
   Mój entuzjazm, z którym przystępuję do wspinania szybko pryska, od razu okazuje się, że teoria wcale nie zbiega się z praktyką. Co rusz muszę poprawiać oprzyrządowanie  zainstalowane na sobie. Wciąż nie jest tak, jak bym tego oczekiwał! Wszystkie te manewry kosztują mnie sporo wysiłku. Darek, który zrobił drogę przede mną, jednocześnie prezentując mi  jak to powinno wyglądać, czeka teraz na stanowiskowej półce.  Kiedy w końcu docieram do niego  jestem już nieźle wymęczony. Teraz czeka mnie zjazd i prusikowanie do góry. Gdy staję ponownie na stanie, pot zalewa mi oczy. Na  tym właśnie rzecz polega. Przy solowaniu operacje pośrednie bywają nieraz bardziej wymagające fizycznie niż samo wspinanie i nie można o tym zapominać idąc na drogi wielowyciągowe.
W międzyczasie, gdy ja dochodziłem do siebie Darek pociągnął kolejny wyciąg do samego topu, po czym i ja wyszedłem na szczyt skały. Zjazdy poszły w miarę szybko, tym samym znaleźliśmy się znowu na glebie.
Po zrobieniu sobie dłuższej przerwy na herbatkę i komentarze odbytej właśnie wspinaczki możemy działać dalej Tym razem wspinamy się konwencjonalnie wiążąc się liną (wespół w zespół) i robimy piękną płytową piątkę. Potem Darek prowadzi jeszcze idącą obok drogę za sześć.
   Listopadowe dni choćby niewiadomo jak ciepłe były, mają jedną wadę - są krótkie. My kończymy ten dzień wspinając się solowo na Żabim Koniu. Darek robi tu ekspresowo dwie drogi na lewej połaci skały. W  tym czasie ja walczę na jednym z łatwych klasyków na czołowej ścianie  zmagając się z właściwymi dla braku doświadczenia problemami logistycznymi.
    Próbując ocenić jakoś  to pierwsze moje doświadczenie w tej interesującej formie wspinania  jakim jest solowanie, cieszę się w ogóle, że udało mi się w końcu zrealizować to moje dawne zamierzenie. Chociaż początki do łatwych nie należały, to odczuwam satysfakcję z tych dość topornych i w wielu rzeczach niedopracowanych przymiarek. Tutaj w pełni zgadzam się z tym, co powiedział Darek, że ten rodzaj  wspinania wymaga od człowieka bardzo dużego obycia. Myślę, że w szczególny sposób łączą się tu ze sobą trzy zasadnicze elementy wszelkich działań wspinaczkowych: przygotowanie fizyczne, psychiczne i logistyczne.  Płynne łączenie tych trzech rzeczy pozwala w miarę swobodnie praktykować ten rodzaj działania.
   Podziękowania dla Darka za doraźną pomoc sprzętową, ale i przede wszystkim merytoryczną, bez której wciąż błądziłbym jak ślepiec w lesie – mam niepłonną nadzieję, że nauka nie pójdzie w las.