Początek złotej jesieni

                                           Początek złotej jesieni

      26 i 27 września działały dzień po dniu niezależnie od siebie w różnych rejonach Jury zespoły z Raciborza. Osobą łączącą  te wyjazdy stał się Matt, który brał udział w dzialaniach w sobotę w Łutowcu, jak i w niedzielę na Srogiej Skale.
Pozostaje  tylko przeczytać  jak on to wszystko widział.
                                                                                                Darek Kaptur
     Rankiem 26 września,będąc w zgodzie z tradycją, o godzinie 8-ej z minutami spod PSM w kierunku Łutowca wyruszyły dwa pojazdy spalinowe. Po przybyciu na miejsce załogi ich się rozdzieliły: Wojtek M. z Grzegorzem H. udali się pod masyw Knura, gdzie zamierzali przełoić nieco tamtejszych dróg. Reszta zaś, czyli:Adam K.,Adam H.,Bartek A. oraz piszący te słowa Maciek W. z rodzinką (żonuś i córuś) skierowali swe kroki pod Ule i Słonia. Bartek z uwagi na niedawno nabytą kontuzję zmuszony był potraktować wyjazd typowo rekreacyjnie, co objawiało się wylegiwaniem się na karimacie rozłożonej na trawie pod Ulami. Moi domownicy także piknikowo podeszli do sprawy spacerując wokół skał i przyglądając się zmaganiom pozostałej trójki. Obaj Adamowie zasadzili się na Poemat Jąkały, który stał się ich celem tego dnia. Wcześniej na rozgrzewkę padło parę łatwiejszych dróg: Psie Oczodoły, Ewunia, Jąkała(za VI+), po czym przystąpili do atakowania upatrzonej drogi. Dla mnie set rozgrzewkowy był średnio udany: Oczodoły i tym razem nie puściły, Ewunia na wędkę i Jąkała powtórnie zgładzony. Pozostawiwszy Adamów na "Poemacie" udaliśmy się z Bartkiem pod Knura, aby przyjrzeć się dokonaniom Grzegorza i Wojtka. Nim jednak dotarliśmy na miejsce spotkaliśmy obu zmierzających w naszą stronę. Wyglądało na to,że ich plan został wykonany. Po krótkiej rozmowie udało mi się nakłonić Grzegorza,aby wrócić i załoić jedną urokliwą VI-kę zwaną The hard-lot znajdującą się na Losze. Po udanej wspinaczce przystawiłem się jeszce do Zimnego Herberta z drugiej strony skały,l ecz wejście w nyżę po drobnicy było już dla mnie tego dnia nie do przeskoczenia (może następnym razem?). Wróciliśmy więc pod Ule gdzie pozbieraliśmy zabawki i udaliśmy się do domów.
    
           
           
     Wracając sobotnim popołudniem z Łutowca czułem pewien niedosyt, a w mojej głowie pojawiła się myśl o niedzielnej powtórce z rozrywki. Po wykonaniu telefonu do jednego z braci K.(nie,nie - nie tych :D) w niedzielne przedpołudnie zabrałem się z nimi na wspinanie. Wybór padł na Srogą Skałę. Miejsce to jest dla mnie szczególnie znamienne, gdyż to tutaj dokonałem swojego pierwszego prowadzenia (tzw."wiekopomna chwiła" :D). Warunki mieliśmy bardzo dobre z racji optymalnej temperatury oraz północnej wystawy ściany. Na pierwszy ogień poszedł Kuterek, następnie Ubot z wariantem po kancie - zapoczął Grzegorz. Po nim kolejno wspiąłem się ja i Darek (robiąc w ciągu wszystko co było na tej połaci- 3drogi). Grzegorz obczaił sobie wariant bez kanta,pozostawiając sobie RP na później. Przesuwaliśmy się bardziej na lewo - czyli nadeszli Piraci Skowytu. Moi towarzysze przeszli tę drogę bez większych problemów.Ja zaś musiałem sobie podpatentować start, co zaowocowało ukończeniem drogi - pozostaje poprawić styl i pierwsze VI.1 będzie odhaczone. Po Piratach Grzegorz wrócił do Ubota bez kantu i po udanej próbie skierowaliśmy się ku głownej ścianie.Darek wziął na celownik Okapy Prezesa i trochę je sobie "rozczytał" aby nastę pnym razem podjąć akcję całościową. Idąc dalej w lewo zajęliśmy się kolejno: Manipulacją członkami, Szczytem bezczelności(oberwany start nieco zmienił wycenę, nie  wiem tylko czy w górę czy w dół - nie lazłem) i Muflonem, który kosztował mnie wiele zdrowia(2/3 drogi i ołów w rękach przed szczytową płytką - wypadało zjechać i odłożyć na później)na którym zakończyliśmy niedzielne zmagania.Zadowoleni z udanej wspinaczki pozbieraliśmy graty i pognaliśmy S-Maxem do domu snując plany na kolejny weekend.