Kowalscy w Paklenicy. Autor M. Kowalski

          Nasi klubowicze (RSW) udali się na pierwszy, rekonesansowy wyjazd do Paklenicy. Tak to opisują: " W końcówce lipca pojechaliśmy podziałać trochę na drogach wielowyciągowych w Paklenicy.  Od początku zakładaliśmy, że będą to raczej te prostsze, spośród bogatego wachlarza dostępnych w wąwozie. Ramona w dalszym ciągu zmagała się z kontuzją stopy i wspinać się musiała, w zależności od drogi, w butach podejściowych lub w jednym wspinaczkowym, a drugim podejściowym.

 

Na początek wybraliśmy tradowego Olivera Dragojevica na Velikim Vitreniku. Specjalnych trudności tam nie odnotowaliśmy, jednak wschodnia wystawa, mimo wczesnej pory, sprawiła, że słońce dawało się zbyt mocno we znaki i po trudnościach, prawie przed końcem drogi byliśmy zmuszeni do wycofu i zjazdu  bokiem grani. Kolejnego dnia znowu wróciliśmy w rejon Velikiego Vitrenika, na drogę Oprosti mi pape. Tutaj wystawa także była wschodnia, ale warun tego dnia był zdecydowanie korzystniejszy, bo słońce cały czas schowane było za chmurami. Dodatkowo droga była ładnie obita, więc wszystko szło sprawnie i szybko. Jak na nas ;) Następnie wybraliśmy się na Prijatelju Mój, na Ovcjim Kuku i zobaczyliśmy jak wielka jest różnica w komforcie wspinania na wystawie zachodniej. Ponadto działaliśmy jeszcze na Zubatacu, tu jednak bez sukcesu, bo pomyliliśmy drogi. Start był właściwy, ale po pierwszym wyciągu trafiliśmy na stanowisko, którego, nie było na topo (wówczas jeszcze o tym nie widzieliśmy). I to nas zmyliło. Tuż przed wierzchołkiem trzeba było opuszczać się do stanowiska pośredniego, bo zdaliśmy sobie sprawę, że to inna droga i trzeba wbić się we właściwą. Tej jednak, z miejsca, w którym znajdowaliśmy się już nie odnaleźliśmy.

Biorąc pod uwagę kontuzję Ramony i to, że był to nasz pierwszy raz w Paklenicy, do domu wracaliśmy zadowoleni. Wspinanie tam dało nam bardzo dużo satysfakcji i radości.  I to jest najważniejsze. Na pewno wrócimy tam jeszcze nie raz (niekoniecznie w samym środku lata)."