Mirów w weekend.

Na dwa "mieszane zespoły" udaliśmy się na rekreacyjny wspin. Niestety, Mirów okazał się totalnie oblężony i tylko szczęśliwym trafem dorwaliśmy pustą miejscówkę pod Mniszkiem.

  Dla Roberta i Martyny był to nowy teren a dla "naszego domowego zespołu wspinaczkowego" kolejna powtórka z tych przyjemnych. Położone drogi na północnej ścianie były tym czego potrzebowała moja uszkodzona lekko ręka i dając z nóg mogłem raczej swobodnie po nich połazić. Reszta z nas też dobrze się bawiła prowadząc lub wędkując. Gdy pod skałą zgęstniała ilość chętnych na wspinanie oddaliliśmy się by zadowoleni wrócić do domu. Może warto zastanowić się czy Pana Kazimierza ze względu na postępujący wślizg nie przecenić ciut wyżej