Łutowiec 27.06.2009

Łutowiec w ostatnią sobotę czerwca

Sobota - 27 czerwiec- pochmurnym rankiem wybralismy się z Mattem na Jurę. Dla mnie ten wyjazd miał szczególne znaczenie ponieważ mijął rok, gdy odszedł mój wielki przyjaciel Bogdan Krauze. Jechałem by zapalić światło w miejscu gdzie spoczywają jego prochy, oraz uczić pamięć wspinaniem tam gdzie jest jego duch.Działałem tak jak on lubił: cicho, spokojnie i kameralnie... O relację z wyjazdu poprosiłem Matta. Tak on go widział... "Był pochmurny i zarazem ciepły poranek 27.06.2009 , kiedy wraz z Darkiem zasiedliśmy do rączego Forda i nie bacząc na wątpliwe warunki pogodowe, przy dźwiękach The Gathering, podążyliśmy ku nowej przygodzie. Celem wyprawy docelowo miały być Podlesice, lecz jak się wkrótce okazało aura zaczęła coraz bardziej okazywać antypatię w postaci lekko zacinającego deszczu. Aby nasza podróż nie stała się bezowocna, po krótkiej naradzie, skierowaliśmy się w stronę Łutowca, gdzie mieliśmy nadzieję zastać bardziej przychylne warunki. Ku naszej uciesze, drobno padający deszcz przestał nas prześladować, a przebijające przez chmury słońce i ogólna, dosyć wysoka, temperatura szybko osuszyły skały, które przybyliśmy eksplorować. Wybór padł na Ule i Słonia, jako potencjalnie najbardziej suche formy w skupisku łutowskim. Jako, że nie bardzo wierzyliśmy w długofalowość pogody bez opadów, czym prędzej wydobyliśmy szpej i wzięliśmy się do działania. Pierwszą z dróg - Wielbiciela Orłów - poprowadził Darek. Z racji posiadanego doświadczenia poszło mu bezproblemowo. Po powrocie na ziemię przyszła kolej na mnie. Po opatentowaniu drogi na wędkę, postanowiłem poprowadzić ją, gdyż wydała mi się interesująca i w zasięgu moich możliwości. Jak postanowiłem tak zrobiłem, jednak nie było mi dane dokonać tego w pierwszej próbie. Aby się lepiej zrestować przed kolejną próbą, przeszliśmy na prawo pod Słonia, gdzie Darek upatrzył sobie Poemat Jąkały. Ponieważ dolna część skały w tym miejscu była dość wilgotna, start drogi był dość czujny, dalej już wymagane było wykonanie sekwencji długich ruchów i wytrzymanie ciągu, z czym, po krótkich przymiarkach, poradził sobie mój towarzysz. Tuż po Darku na teren działań wkroczyła grupka wspinaczy, aby także poczuć zadowolenie z przebycia Poematu Jąkały. Czy im się to udało? -nie wiadomo, bo sami udaliśmy się pod Ule. Przyszedł czas na drugą próbę Wielbiciela Orłów! Wziąwszy sobie do serca rady instruktora, ruszyłem i niespodziewanie szybko znalazłem się przed ostatnim punktem, znajdującym się powyżej trudności drogi. Tym razem jednak misja zakończyła się pełnym powodzeniem - droga została poprowadzona. Przy tak zwiększonym morale, postanowiliśmy jeszcze coś załoić, korzystając z dobrodziejstw natury. Ponownie podeszliśmy ku sąsiedniej skale i tam Darek zabrał się za Płytę Czyngis-Chana. Po przełojeniu drogi wodza, nastąpiła zmiana ról, jednak uchodząca moc i kolejna fala deszczu uniemożliwiła mi skuteczne zawędkowanie tej ciekawej drogi. Ostatecznie tylko parokrotnie się do niej przystawiłem (zaliczyłem ją w poczet tzw. porachunków ).Po raz kolejny załamanie pogody zmusiło nas do odwrotu, lecz wracaliśmy do domów z przeświadczeniem o konieczności powrotu w celu dalszych podbojów i uczuciem zadowolenia z wykonanych wspinów.                             
 P.S. Relacja niniejsza pozbawiona jest zdjęć z racji 2-osobowego składu wyprawy, niemniej treść winna w pewnym stopniu to zrekompensować . "