W Dzień Zycięstwa w Stramberku

                         W Dzień Zwycięstawa w Stramberku!!!                          

      W rocznicę wyzwolenia przez towarzyszy ze wschodu od "miłosnego ucisku" kamaradów z zachodu, dnia 9 maja, wraz z dwoma członkami i lalunią koloru blue, pomknęlimy w kierunku południowym.

Po drodze w Chałupkach zakupilimy trochę waluty i prowiantu, i już po chwili kontemplowalimy jasną szarość betonu na czeskiej autostradzie, a na poboczach żółte pola rzepaku. W niedługim czasie bylimy w Stremberku. Klucząc między podwórkami, a następnie podchodząc chwilkę wąską ścieżką, dotarlimy w końcu pod wybitną, wywieszającą się łagodnie w swej większej częci skałę, nazywaną od drogi rozwiązujacej środkową połać - Dallas. Rejon ten powstał w wyniku zapadnięcia się części jaskini drążącej swymi korytarzami wnętrze góry, na której wznosi się miasteczko. Świadczyć o tym mogą liczne przecieki, które w postaci zielono-brązowych smug pojawiają się na powierzchni skały.
     Tamtejsze drogi są wyrzeźbione ręką natury w przeciwieństwie do większości dróg w Arboretum. Oferują wspi-
nanie po litych pionowych i przewieszonych płytach, a ich wyceny i sposób obicia wydają się dosyć radykalne. Cyfry znalezione na skale oscylują między V i IX stopniem, przy czym wejście w kilka dróg rozpoczyna się wymagającym boulderem, po przełojeniu którego następuje pierwsza wpinka.  Pewnie właśnie dlatego pod  ścianą przez długi czas byliśmy sami.
Rozpoczęliśmy napaleni od skraja prawej strony, i po zaliczeniu parumetrowej jaskóły z efektownym piruetem
przez nieodgadnionego zwykle A.K. nazywanego Czubkiem, postanowiliśmy z większym respektem podchodzić
pod kolejne linie. Na szczęście dalszy przebieg akcji obchodów przebiegał już w miarę spokojnie. Dziwiło nas
jedynie dlaczego V przypomina raczej polskie VI.1, a wspomniana wcześciej "lotna" VI jest w miarę prosta jeśli wędkuje się ją idąc o metr na prawo, i dlaczego przy prowadzeniu nagle oferuje taaaaki psychiczny odjazd. W międzyczasie przyglądałem się niezbyt natrętnie postępom w sztuce asekuracji czynionym przez Matta oraz bezskutecznie próbowałem go przekonać, że jak już postawi prawą nogę na Tym Oto Stopniu, to reszta pójdzie "jak z płatka".
Na koniec wykonaliśmy próbny zwiad na drodze Genesis. Po śmiałym ataku VIII-kowego pasażu oraz delikatnym
napomnieniu ze strony czeskich zawodników, A.K. wrócił na właściwy tor, kończąc drogę. Jedynie  niecodzienny
przebieg liny, zmieniającej kilkakrotnie kierunek w trakcie prowadzenia , świadczył o rozterkach i dylematach tego, który szedł na pierwszy strzał. Piszący te słowa skupił się już tylko na znalezieniu właściwych patentów przetartej wcześniej trasy.
Podsumowując, pozostała jedna zaległa potyczka, na którą chcemy powrócić i masa nietkniętego wapienia wypro-
wadzająca na pastwisko pod Trubą...
P.s. Matt dzięki za zdjęcia!!!