Kondor Millenium z Orłem (który) wylądował

          Piękna pogoda w drugi dzień listopada nie pozwalała na bezczynne obijanie się w domu i po śniadaniu siedzieliśmy z Jarkiem w samochodzie pędzącym autostradą na Jurę. Był spręż i nastój by popchać projekt „Jura nie tylko dla orłów” co zaowocowało skierowaniem się na Biedruniową by przysposobić do wspinania wypatrzone linie w prawej części muru.

W ciszy i samotności zadyndaliśmy na ścianie. Jarek na ciekawej skośnej rysie na lewo od niego na bogatym w glebę i kruszynę zacięciu. Mając odpowiednie nastawienie ostro czyściliśmy skałę. Sprokurowana kamienna lawina wypełniła łoskotem okolicę a by dodać atrakcji docierając do podstawy ściany zmieniła kierunek jazdy przelatując przez nasz dobytek. Z góry nie widzieliśmy zadanych strat więc uznaliśmy że fart jest po naszej stronie. Niestety, nie do końca. W przerwie w pracach otworzyłem torbę ze sprzętem i materiałami do wklejania ringów a tam skutki eksplozji tuby kleju uderzone kamieniem. Na szczęście rolka papieru toaletowego pozwoliła powycierać sprzęt i wnętrze torby. Z materiałów klejących pozostała nam jedna w połowie opróżniona tuba Fischera lekko zdezelowana od uderzenia ale na szczęście w części opróżnionej. Pytaniem było czy wystarczy na wklejenie kompletu ringów. Minuty niepewności w czasie osadzania ringów i okazało się że kleju wystarczyło na styk. Zadowoleni  odczekiwaliśmy czas potrzebny na stygnięcie spoiwa by w promieniach zachodzącego słońca w ciepełku i bez odrobiny wiatru przejść nasze nowości. Zwinęliśmy sprzęt, odwróciliśmy się plecami do skały i ruszyliśmy do cywilizacji mając za plecami Orła (który) wylądował i Kondora Millenium. Dwie nowe piątki na Jurze.