Tylko dla orłów – czy aby na pewno? Autor P. Jędrusiak

Spodobało się za pierwszym razem wiec uznałem że chyba pora na powtórkę. Staranne planowanie szukanie tras, możliwości oraz perspektyw i jakiś zarys planu był. Przyszła pora na zakupy i postanowiłem zainwestować już w własny plecak oraz trochę ciuchów oddychających a nie zwykłe bawełniane koszulki które chłonęły wodę jak szmata oraz spodenki o podobnych właściwościach (nie zmarnowałem pieniędzy).

Z transportem teraz poszło łatwiej, olałem blablacar i Katowic do Krakowa fixbusem za 15 zł i tak od razu w busa do Zakopanego więc około godziny 6.30 już na dworcu byłem i tam szybki busik i godzina 7 ruszam na szlak. Plecak okazał się dobrą inwestycją z racji bukłaka w środku i szybkiego dostępu do wody przez to, ale dalej muszę popracować na regulacją i jakoś dopasować długość ramion ale na to przyjdzie czas… W sportowych ciuchach też się spacerowało lekko a mądrzej spakowany plecak też sporo ułatwił (znowu wziąłem o dużo za dużo jedzenia ale już mniej niż ostatnio). Dwa dni przed wyjazdem za radą niezastąpionego z swoją wiedzą i doświadczeniem Darka zmodernizowałem trochę trasę i z Kuźnic ruszyłem do Murowańca i nad Czarny Staw. Nie sądziłem, że w górach może być tyle ludzi, tłumy jak po karpia w Lidlu i tego powodu bez zatrzymywania się poszedłem od razu w kierunku Zawratu cały czas otoczony przez piękne widoki (nie tylko o górach teraz myślę) oraz tłum ludzi. Podejście pod Zawrat okazało się bardzo wdzięczne łącznie z łańcuchami tylko człowiek przez ten tłum ludzi miał problem znaleźć ustronne miejsce aby oddać naturze nadmiar tej wody która została wypita. Na Zawracie chwila przerwy i ruszamy na Orlą Perć! Tak drodzy państwo dobrze czytacie, drugi raz w górach i atak na Orlą. Udało mi się znaleźć dość wesołe towarzystwo tzn jeden staruszek 72 lata i dwie urocze blondynki i ruszyliśmy. O ile widoki oraz trasa wspaniała to okazało się, że tłumy w Tatrach dotyczą też Orlej Perci i na drabinkę przy Koziej Przełęczy czekałem prawie dwadzieścia minut a żeby dostać się na Kozi Wierch to ponad pół godziny w kolejce żeby ruszyć… Z Koziego Wierchu trzeba było z racji godziny wyruszać już do schroniska na jakiś ciepły posiłek i krzepiącą zupę chmielową. Tu okazało się, że w piątce w sezonie są fajne imprezy i zaczęło się niewinnie od kieliszka Soplicy którym zostałem poczęstowany przez grupę do której włączyłem się do rozmowy, więc wyciągnąłem swoje piersiówki potem oni kolejną flaszkę i przy okazji załapałem się na koncert na ukulele w ich wydaniu. Ale dosyć o libacji i spaniu na podłodze bo wracamy w góry. Drugi dzień zacząłem od Krzyżnego, niestety podejście nie było tak wdzięczne jak na Zawrat ale reszta trasy się odwdzięczyła za to. W planach było dotrzeć do Granatów i ten fragment Orlej okazał się piękniejszy i mniej oblegany przez tłumy niż ten z dnia poprzedniego, ale moja radość trwała jedynie do czasu dojścia do Granatów… udało się dotrzeć do Zadniego Granatu bez większych problemów i osobiście uważam, że ten fragment trasy był znacznie trudniejszy i bardziej malowniczy od trasy Zawrat-Kozi Wierch. Ale to tylko moje zdanie co ja tam wiem… Na ostatnim Granacie szybka konserwa, czekolada i bułeczka i czas w drogę. Zejście zielonym szlakiem do Koziej Dolinki nie rozczarowywało, bardzo przyjemne z dobrze utrzymaną trasą. Na Czarnym Stawie znowu czekały na mnie tłumy ludzi i lekka awantura z wesoła rodzinką której zwróciłem uwagę, że powinni pety zbierać z sobą zamiast zostawiać na szlaku czy na trawie, ale rozumowanie tych ludzi, że przecież tu chodzą ludzie i sprzątają tak jak w miastach zniszczyło moją nadzieję, że dla ludzkości jest nadzieja. Dalsza trasa nie opiewała w nic czemu warto by było poświęcić słowo, jedynie szybkie zejście do Murowańca i potem do Kuźnic i rura na dworzec żeby zdążyć na autobus bezpośredni do Katowic co na szczęście się udało.  Podsumowując w dwa dni udało mi się zrobić fajna malowniczą trasę łącznie z większością Orlej Perci z ciężkim dwudniowym plecakiem co jak na drugi w życiu wypad w góry jak dla mnie jest zadawalającym rezultatem.