Mnich i spółka.Autor J. Chodenko

          W poniedziałek (07.05.) wystartowaliśmy (z Irkiem) pobuszować w Tatrach. Zaczęliśmy od odwiedzenia popularnej ścianki u wejścia do Doliny Lejowej.

Z ciekawostek to skałka ta jest często wykorzystywana do celów kursowych i szkoleniowych. Zresztą ok. godziny 17:00 pojawiła się czteroosobowa grupka kursantów. Przeszliśmy drogi: „Trójka prawa” III+; „Trójka lewa” III+; „Klasyczna” IV+; „Ścianka hard” V+; „Prawy kant” V+; „Beczka” VI; „Filarek” VI.1;  a Irek dodatkowo „Beczka hard” VI.1+. Z dol. Lejowej pojechaliśmy na parking Palenicy, gdzie zostawiliśmy samochód i po zabraniu „gratów”, ruszyliśmy do schroniska w Morskim Oku.  (Przypominam, że zostawiając samochód na kolejny dzień po 19:00  płaci się jedynie za jeden dzień – 25zł, a przed 19:00 za jeden dodatkowy 25+25zł). Do schroniska dotarliśmy ok. godziny 22:00. Rano o godz. 7:30 ruszyliśmy w góry. Celem było powspinanie się na Mnichu. Po dotarciu pod Mnicha było sporo mgły (tak że trudno było od razu zorientować się w którym miejscu są poszczególne drogi). Na Mnichu nie było żadnych śladów śniegu czy lodu. Trochę śniegu leżało u podnóża skały, ale można dojść bez przechodzenia po śniegu. Wobec informacji o stopniowo łamiącej się pogodzie (od 14:00 miało padać) postanowiliśmy wejść na Mnicha Zacięciem Robakiewicza. Niestety po II-gim wyciągu zaczął padać deszcz, ale postanowiliśmy dojść do celu (tarcie skały było dobre, pomijając fragmenty z mchami i porostami). Z szerokim uśmiechem i wielkim zadowoleniem (gdyż był to jeden z moich małych celów) usiedliśmy na małej platformie wieńczącej szczyt. Na szczęście przestało padać. Niestety widokami się nie napajałem przez mgłę. No to …. na dół. Po dwóch zjazdach doszliśmy do pozostawionych plecaków. Stwierdziliśmy, że w takich warunkach nie ma sensu dalsze wspinanie i ruszyliśmy do schroniska. W połowie drogi do Morskiego Oka przyszedł mocny zapowiadany deszcz. Po przebraniu się, małym posiłku przepakowaniu rzeczy zeszliśmy ‘ceprostradą’ do samochodu. Dla mnie osobiście było to pierwsze wspinanie skałkowe w Tatrach. Może wspinaczkowo nie było to ogromne wyzwanie, to jednak biorąc pod uwagę fakt, że prowadziłem i osadzałem punkty zabezpieczające, w warunkach nie najkorzystniejszych, to było to całkiem ciekawe doznanie. Bardzo przydał się trening z Darkiem osadzania własnej protekcji i ostatnie szkolenie budowy stanowisk.