Never stop exploring. Współautor I. Gajos

          Zgodnie z naszą dewizą podpatrzoną u TNF postanowiliśmy zminimalizować konfrontację z tłumem w skałkach i wybraliśmy rejon na Jurze znajdujący się na peryferiach Dol. Wiercicy.

Od pewnego czasu miałem tam upatrzone skały dające możliwość  powspinania się w ciszy i samotności oraz poprowadzenia czegoś nowego. Tak też postanowiliśmy uczynić i nasz domowy „wspinaczkowy zespół” wylądował w upatrzonym miejscu z zadowoleniem przyjmując do wiadomości fakt, że w miejscu parkingowym oprócz naszego pojazdu nie było widać żadnego innego środka transportu. Całkiem wygodne podejście po płaskim i krótkie podejście pod upatrzoną skałę nie powodowało trudności i mogliśmy rekreacyjnie się powspinać. Uklamione i bardzo mało chodzone drogi nam się spodobały a i wypatrzony na zdjęciu pomysł na nową drogę okazał się realnym więc tym bardziej byliśmy zadowoleni. Zainstalowaliśmy (ograniczenia sprzętowe) punkty, które umożliwiały poprowadzenie nowości, uskuteczniliśmy wspinanie i tak powstał Mocnik. Co prawda wymagał doczyszczenia i dobicia jeszcze jednego startowego punktu ale to postanowiliśmy zrobić w czasie kolejnej wizyty. Delektując się ciszą zdecydowaliśmy się na pooglądanie innych skał w okolicy, które też okazały się całkiem ciekawe a reszta spręża umożliwiła zatopowanie na kolejnej drodze.

Dwa dni póżniej stałem pod Mocnikiem z Romkiem Krupą, który zaproponował wyjazd w teren i pomoc w dokończeniu batalii  z tą drogą. Po przewspinaniu się na kilku drogach dołożyliśmy asekurację na starcie do nowości ale zaatakował na niefart i będzie konieczna jeszcze jedna wizyta by wyciąć niepotrzebną, zaklinowaną kotwę. Brak sprzętu tnącego wymusił konieczność robienia czegoś innego i rozpoczęliśmy „dożynki” na całkiem ładnie wywieszonych drogach na leżącej w pobliżu skale. Po kilku akcjach uznaliśmy, że na dzisiaj nam wystarczy i postanowiliśmy udać się do domu mając nadzieję na szybki powrót by zakończyć prace na Mocniku oraz w pięknych okolicznościach przyrody powspinać się na innych drogach. Z premedytacją nie podaję precyzyjnej lokalizacji miejsca naszej akcji by przynajmniej jeszcze przez jakiś czas ten teren był oazą spokoju. Koneserzy, na podstawie zdjęć z pewnością rozpoznają gdzie tym razem działaliśmy.