Tatry zimą. Autor J. Chodenko

          W środę z Irkiem ruszyliśmy powspinać się zimowo w Tatrach. Na celowniku mieliśmy Kuluar Kurtyki i Mnicha.

 

Wieczorem o 18:00 zaparkowaliśmy na parkingu Palenicy i po załatwieniu formalności wystartowaliśmy do schroniska w Morskim Oku (Uwaga: opłata dobowa za Parking to 25 zł, a doba kończy się o 19:00, więc najlepiej przyjechać po 19:00 bo wcześniej trzeba zapłacić dodatkowo za dzień bieżący).

Nocowaliśmy w starym schronisku (poniżej nowego). W czwartek rano po wpisaniu się do książki wyjść i sprawdzeniu pogody wyszliśmy na szlak w kierunku Szpiglasowej Przełęczy. Po ok. 1 godzinie zeszliśmy ze szlaku, kierując się pod Kuluar Kurtyki. Od chwili opuszczenia szlaku brnęliśmy w śniegu po uda. Samo dojście do kuluaru „wyssało” sporo siły. Po przygotowaniu stanowiska i sprzętu ruszyliśmy naprzód. Porównując opisy internetowe, to mieliśmy sporo śniegu i dużo lodu. Do zakładania stanowisk wbite były nowe haki (stare stanowiska były przykryte śniegiem lub lodem).

Najtrudniejszy był drugi wyciąg. Lód był pionowy (wg opisów typowe maksymalne pochylenie to 85o). Trzeci wyciąg już dużo łatwiejszy o długości ok. 50m. Po nim wyjście do śnieżnego kotła, który (zgodnie z cenną sugestią Darka) trzeba przejść na  lotnej asekuracji, absolutnie nie rozwiązując się. Z uwagi na sporą ilość śniegu od razu kierowaliśmy się w stronę skał, aby jak najszybciej  uciec z ośnieżonego leja. Na górze byliśmy ok. 14:00 i przywitało nas niebieskie niebo i słońce. Kuluar przeszliśmy sami, a tego dnia po drodze spotkaliśmy tylko jeden zespół, który poszedł w kierunku Szpiglasowej Przełęczy. Szczyty dookoła były pięknie widoczne, a mgła poniżej nas dodawała uroku całemu pejzażowi.

Po odpoczynku i „nakarmieniu” się widokami weszliśmy na szlak wiodący na Mnicha i zeszliśmy do schroniska. Pierwotnie, mając zdobytą wysokość, chcieliśmy od razu wejść na Mnicha, ale chyba zbyt dużo czasu i sił straciliśmy na przecieraniu szlaku podejściowego.

Kolejny dzień - kierunek Mnich. Wystartowaliśmy ok. 7:00. Pogoda była super. Na początku była lekka mgiełka, która po przejściu 200 m w górę ustąpiła miejsca pięknej słonecznej aurze. Podobnie jak dzień wcześniej, przed nami było tylko dwóch turystów, który poszli na Szpiglasową. Ok 9:15 doszliśmy pod ścianę Mnicha. Warunki na górze były super, niezbyt dużo śniegu, szlak przetarty i nad nami lazur. Do szczytu dzieliło nas jakieś 2 godz. wspinaczki. Niestety narastające problemy żołądkowe Irka okazały się silniejsze i musieliśmy odpuścić. Przybiliśmy piątkę ze skałą i w tył zwrot. Na szczęście Mnich obiecał, że nigdzie się nie rusza i będzie na nas czekał (bardziej na mnie bo Irek już na nim był).

Przed południem wróciliśmy do schroniska, gdzie po przebraniu się, zabraliśmy plecaki i ruszyliśmy na parking.