Wyjazd klubowy - kolejny cel...

Tym razem na przeszkodzie w realizacji naszego śmiałego planu mogła stanąć pogoda. Piątek wystawił część z nas na próbę  z której nie wszyscy wyszli zwycięsko...

Niektórzy utracili wiarę w dobrą pogodę w sobotę, inni utracili zbyt szybko fundusze, a jeden z nas postanowił wyruszyć z pewnym facetem gdzieś w ustronne miejsce (co tam robili i z jakim skutkiem chyba pozostanie ich tajemnicą). Ostatecznie w sobotni poranek wykrystalizował się skład ekipy. Miało nas być sześciu, ale jak to bywa w życiu (jeden zaginiony w akcji) zostało pięciu. Skład przedtawiał się imponująco: prezes Adam H., c_____k (autocenzura) zarządu Darek K., przewodniczący komisji rewizyjnej Wojtek  M., oraz szeregowi klubowicze Tomek K. i Grzegorz  H. (rodzony brat prezesa!!!). Ruszyliśmy srebrnym bolidem itd.,itp.,itd.,itp......i po n-tym itp. i itd. ostatecznie wylądowalismy w Łutowcu. Wybór był wypadkową potrzebą poznania rejonu przez wiekszą część ekipy, chęcią rozprawienia się z zaległościami przez Tomka K., oraz rekreacyjnym powspinaniem się (który to już tutaj raz???) przez piszącego ten tekst.
W powyższym układzie towarzyskim wywiązywałem sie z roli przewodnika oraz demonstartora dróg. Nie oznacza to jednak dekowania się, lecz w miarę intensywne działanie. Serce rosło gdy zawodnicy rzucili sie na skały tłamsząc kolejne drogi. Padały OS-y, życiowe FLASH-e, szybkie RP i efektowne TR!!!! Nie ma co ukrywać, że pogoda i słaba frekwencja wspinaczy tego dnia powodowały możliwość wspinania sie po wszystkim na co przyszła ochota. W paru przypadkach życzliwe wyceny dróg też chyba były sprzyjające. Ostatecznie zadziałaliśmy  na około czterdziestu drogach o wycenach od V do VI.2. Radość działania, słońce i świeża wiosenna zieleń dały odpocząć umysłom, a skała przyjemnie podmęczyła nasze buły. Zadowoleni wracalismy do domu by ładować akumulatory na następny raz. Może gdzieś indziej..., może (oby) w szerszym gronie.....Do kolejnego.....


 



 

Więcej galerii tutaj