Eksploratorzy naszych czasów

  • Drukuj

          Od paru lat obserwuje się coraz większą ilość osób udzielającą się w przestrzeni tworzenia nowych dróg. Do funkcjonujących od lat postaci stanowiących często „chodzące instytucje” w tej  materii dołączają kolejni i  świat od pewnego czasu nie jest już taki sam jak kiedyś. Nie prowadząc studiów nad motywacjami ludzi robiącymi nowe drogi stosunkowo łatwo zauważyć, że kierują nimi dwie podstawowe pobudki.

Jedna to możliwość zaistnienia we wspinaczkowym światku a druga to najzwyczajniejsza przyjemność z odkrywania tego co było nieznanym lub zostało do zrobienia. Oczywiście, często jedna pobudka funkcjonuje na zasadzie symbiozy z drugą ale też zdarzają się przypadki skrajne w których dominuje jedna z nich. W dzisiejszym świecie lans jest prosty ponieważ wystarczy informacje o swoich dokonania umieścić na określonym portalu społecznościowym lub przesłać do redakcji administrującej właściwe tematycznie strony www. Nie ma w tym nic nagannego ponieważ moralnym obowiązkiem autora nowej drogi powinno być poinformowanie innych o jej powstaniu. Pozwala to uniknąć w późniejszym czasie nieporozumień dotyczących kto, gdzie i kiedy zrobił coś pierwszy. Oddając topo do publikacji warto trochę nad nim popracować by było możliwie najpełniejszym źródłem informacji. Można dyskutować na sprawami opisowymi. Kapitalną jest sytuacja gdy można się dowiedzieć kto pierwszy pokonał dana drogę w określony sposób (np. hakowo, klasycznie z górną asekuracją-epoka sportowej wędki, klasycznie z dolną asekuracją, pierwsze przejście OS, pierwsze przejście bez asekuracji). Jednak dla większości użytkowników topo zdecydowanie bardziej priorytetową kwestią jest grafika z przebiegiem dróg, ich wycena i stan asekuracji. W praktyce oznacza to naniesienie przebiegu wszystkich dróg jakie powinny być widoczne na rysunku lub zdjęciu. W pewnych przypadkach warto jednak doprecyzować to co jest widoczne na grafice przy pomocy opisu. Zdarzają się sytuacje ( i bardzo dobrze) gdy po opublikowaniu topo wywiązują się dyskusje w wyniku których okazuje się, że brakuje na nim jakiś dróg lub informacji. Tak się może zdarzyć i wystarczy takie topo uzupełnić. Żenującą sytuacją jest gdy na informacje o czymś czego nie ma  w topo autor „dzieła” odpowiada, że on to przeszedł szybciej ale tego z jakiegoś powodu nie wrysował, opisał a rości sobie prawo do autorstwa drogi (dróg). Sytuację taką można krótko określić jako strzelenie sobie samobója. Jasnym jest  że można nie widzieć o istnieniu drogi innego autorstwa niż swoje, ale zapomnieć wrysowania swoich dokonań to naprawdę jakaś dziwna sprawa i może to być odczytywane jako próba zawłaszczenia tego co się chciało zrobić lecz ktoś był zwyczajnie szybszym. Oczywiście, praca nad stworzeniem topo wymaga czasu i dostępu do informacji. Dzisiaj są to bardzo różnorodne źródła: przewodniki w wersji papierowej, prasa fachowa, informacja ustna, internet. Niestety, często jedynym wykorzystywanym  źródłem wiedzy jest to co istnieje w sieci i twórcy topo podchodzą wielokrotnie do tych informacji bezkrytycznie. Powoduje to często duże luki w ich opracowaniach oraz powielanie różnych błędów. Jednak warto pamiętać o pewnym powiedzeniu, które brzmi „wielokrotnie powtarzane kłamstwo z czasem staje się prawdą”. Powoduje to sytuacje gdzie „odkręcanie” błędnych informacji staje się często procesem długotrwałym a w wielu przypadkach nigdy to z różnych powodów nie następuje. Inną sprawą jest to że „nie popełnia błędów ten który nic nie robi”. Ale to powiedzenie należy raczej adresować do internetowych trolli oraz niekonstruktywnych krytykantów.

W czasie prac eksploracyjnych całkiem często aby poprowadzić drogę trzeba ją oczyścić. Proces ten może być szybkim lub pracochłonnym w zależności od stopnia wielkości i komplikacji prac. Jasnym jest że zaangażowani w te brudne, nużące, monotonne prace ekploratorzy chcą zabezpieczyć teren by ktoś przypadkiem nie przeszedł pierwszy tego nad czym pracują lub pracowali. Można zastosować starą regułę polegającą na zainstalowaniu na projektach pojedynczych punktów asekuracyjnych i zawiązaniu na nich krótkich pętelek (kiedyś dodatkowo określano by były czerwone). Niestety, okazuje się że w dzisiejszych czasach ten system informowania przez wielu jest nieznanym lub ignorowany. Problem jest tym bardziej ważnym ponieważ pętelka w ringu to nie tylko oznaczenie rezerwacji ale także informacja mogąca określać że droga jest świeżo ubezpieczona i klej może jeszcze nie być zastygłym, że na drodze nie ma zainstalowanej całej koniecznej asekuracji, nie jest wyczyszczona itp. Co prawda dawniej istniała umowa dotycząca ilości rezerwowanych projektów przez jedną osobę do trzech ale postęp technologiczny w instalacji asekuracji (przejście z systemów biologicznych na mechaniczne) pozwala na szybszą realizację tego co chce się zrobić i limity chyba już nie są potrzebne. Inną sprawą jest czas rezerwacji. Kiedyś był to jeden rok z możliwością przedłużenia po złożeniu „prośby” do środowiska przez twórcę projektu. W przypadku nieprzedłużenia rezerwacji projekty z automatu stawały  się otwartymi problemami dostępnymi dla wszystkich. W dobie netu nadal ma to sens i w ten sposób liczne „wieczne projekty” mogły by stać się pełnoprawnymi drogami. Sprawa trochę się komplikuje w przypadku projektów TRAD. Trudno raczej wyobrazić sobie sytuację osadzania punktu w celu umieszczenia na nim rezerwacyjnej pętelki by po poprowadzeniu drogi „żelastwo” z drogi usuwać. Trochę to zakrawa na lekki wandalizm. Wyjściem może być umieszczenie na necie na określonych mediach społecznościowych i stronach www informacji dotyczącej prośby o niewspinanie się w określonych miejscach przez podany czas. 

Innym problemem jaki od pewnego momentu jest sygnalizowanym to zdarzające się przypadki przypisywania sobie nowych dróg bez ich przejścia czy nawet pracy nad nimi. Mogło się wydawać, że po „aferze Bąka” jaka miała miejsce lata temu nic takiego nie może już mieć miejsca ale w ostatnim czasie (np. rejon Ziemi Kłodzkiej) pojawiają się od osób próbujących powtarzać nowości z kategorii dróg na własnej asekuracji niepokojące informacje. Okazuje się, że w czasie prób powtórzenia dróg kilka dni po ich otwarciu jest to niemożliwe ze względu na ich zarośnięcie mchami, czy zasypanie kluczowych elementów rzeźby ziemią, elementami igliwia i innym szczątkami roślinnymi. Co ważne na tych drogach nie ma śladu przejść. O ile na skale brak śladów nie dziwi to intrygujące jest jak zrobił to autor w przypadku wymieniowych wyżej mchów, ziemi i całej masy roślinnych „śmieci”. Można domniemywać, że powtarzacz zwyczajnie nie trafił na drogę ale pozostawione na skale strzałki i zamieszczone na necie opisy czy zdjęcia skał jednoznacznie umożliwiają identyfikację przebiegu „nowości”.

Nie można też nie zauważyć problemu wciskania dróg „na siłę”. Funkcjonują prostowania prostowań i warianty wariantów. Inną kategorią jest tworzenie całej galerii ograniczników. O ile ograniczniki drogi wynikające z rzeźby skały (kant, filar, rysa, komin itp.) są pomimo „umowności” logiczne i ewidentne to różne malunki na skale mające podnieść wycenę drogi oznaczają tylko brak szacunku dla natury. Kolejnym pomysłem jest prowadzenie dróg na wąskich kawałkach skały między drogami istniejącymi gdzie ogranicznikami są linie punktów asekuracyjnych a duża część nowości korzysta ze stopni i chwytów jakie „są przynależne” do wspinaczek powstałych szybciej. Często takie działanie powoduje pojawienie się nadmiaru punktów asekuracyjnych na skale co często utrudnia identyfikację dróg i (lub) nawigację w czasie wspinania a dodatkowo często wypacza przebieg dróg starszych. O drogach typu koncepcyjnego gdzie coś funkcjonuje jako chwyt ale już nie można tego użyć jako stopnia raczej nie warto wspominać ponieważ w takich przypadkach skała jest zdegradowana do roli sztucznej ścianki wspinaczkowej. Może też się wydawać, że kwestie kucia dróg też mamy za sobą. Niestety, jest to mylny pogląd. Ortodoksi z pewnością uznają usuwanie kruszyny jako element ingerujący w charakter przyszłej drogi i formę preparacji rzeźby. Tutaj jednak warto zauważyć, że między usuwanie kruszyny a celową preparacją chwytów i stopni jest zdecydowana różnica. Problem kucia jest o tyle niepokojący ponieważ dotyczy nie tylko dróg z topu trudności ale też tych zdecydowanie łatwiejszych. Decydując się na spreparowanie rzeźby na drodze najczęściej niszczymy coś w sposób nieodwracalny uniemożliwiając komuś innemu pokonanie tego fragmentu skały po tym co stworzyła natura. Co ciekawe preparacja dróg to nie tylko tworzenie rzeźby. Zdarzają się też przypadki odwrotne polegające na zmniejszaniu chwytów czy też zaklejaniu „tych niepotrzebnych” lub też doklejaniu „tego co potrzebne”. Oczywiście, można by to wszystko w topo próbować usankcjonować i opisać. Jednak stworzenie czegoś takiego by w formie możliwie łatwej przy pomocy rysunków, zdjęć i słowa pisanego może być czymś arcytrudnym.

Warto także zwrócić uwagę na pojęcie terenu działania. Wielu eksploratorów stara się odkrywać i przystosowywać do celów wspinaczkowych nowe skały poszerzając w ten sposób wspinaczkową mapę Polski. Jest to jednak w wielu przypadkach dosyć czasochłonna działalność polegająca na analizie, zdjęć, map, weryfikowaniu informacji i odbywaniu wycieczek w terenie by sprawdzić czy to co „coś” nadaje się na cel wspinaczkowy. Już lata temu głoszono, że w naszym kraju jest mało skał i wszystko co ciekawe zostało odkryte. Na całe szczęście ta teoria rozminęła się z rzeczywistością i patrząc na to co się we wspinaniu dzieje to Jura czy Sudety są cały czas na etapie odkrywania ich jako terenu wspinaczkowego. Oczywiście, w znanych i lubianych rejonach wspinaczkowych też są całe puste połacie i nadal pojawiają się nowe drogi. Przykładem mogą być Rzędkowice czy Mirów gdzie w wyniku czyszczenia kolejnych połaci z ziemi, mchów i traw odsłaniają się całkiem okazałe formacje. Niestety, zdarzają się eksploratorzy bardzo przywiązani do danych skał i rejonów co z czasem doprowadza do powstania nadmiernie zagęszczonej siatki dróg gdzie pierwsze skrzypce zaczynają grać ograniczniki  i inne sztuczne ustalenia dotyczące pokonywania dróg. Przywiązanie do rejonu to jedno, ale może warto zachować zimną głowę i w pewnym momencie powiedzieć sobie „wystarczy” i poszukać w innym miejscu kolejnych celów. Będzie to z pewnością wymagało jakiś poświęceń ale za to z pewnością przyniesie więcej korzyści niż szkód.

Kwestia asekuracji to też temat do dyskusji. Nie ma przecież żadnego wzoru według którego trzeba drogi ubezpieczać. Tutaj rolę gra rzeźba i jakość skały oraz doświadczenie ekipera. Bezdyskusyjnym jest, że warto zadbać o taki układ stałych punktów tak by w wyniku lotu na drugim nie można było spaść na ziemię (oczywiście, przy właściwej asekuracji) a po lotach z wyższych punktów nie trafić na jakieś nadziewacze, półeczki itp. przeszkody. Niestety, nadal pojawiają się drogi gdzie punkty są rozmieszczone pod parametr osadzającego co w większości przypadków powoduje, że niżsi wspinacze stają przed trudnym wyborem wpinki z trudnej ryzykownej pozycji, lub po przebyciu trudnego  miejsca. W pewnych przypadkach rozsądnym jest zrezygnować z przejścia lub wspiąć się po powieszeniu ekspresów przez kogoś wyższego lub ze zjazdu.

Inną sprawą jest to co się osadza i w jaki sposób ale to temat na inny, techniczny artykuł.