Vysoky Vodopad (ledopad)-sezonu cd.

  • Drukuj

           Mając czas i chęci umówiłem się z Irkiem i Jarkiem na wspinanie na Velkim Vodopade (czyt. Lodospadzie) pod Pradziadem.

Ostatecznie, wyruszyliśmy we czwórkę ponieważ nie zapraszany przez nikogo dołączył do nas lekki deszczyk. Jednak byliśmy ludźmi dużej wiary mając nadzieję, że w końcu się od nas odczepi. Był jednak twardy i podejście z Beli rozpoczął razem z nami. Ostatecznie jednak znudziło mu się nasze towarzystwo ale zadbał byśmy się sami nie nudzili i uraczył nas swoim kolegą w postaci śniegu. Jednak, nasza wiara nie była dogmatyczna ponieważ wiedziałem, że prognoza przewiduje, że i on nas w okolicy południa opuści. Jednak w czasie całego podejścia mokrawy opad był z nami przez cały czas wymuszając przemieszczenie się odzieży wodoodpornej co u niektórych z nas powodowało solidną łaźnię pod tymi wszystkimi membranami. Ale uciążliwości podejścia zostały nagrodzone przez ładnie wylany lodospad. Temperatura oscylowała w okolicach zera o powodowało, że  w lód fajnie wchodziły przyrządy i raki ale jakość asekuracji była  z tych „takich sobie”. Irek sprawnie osiągnął prowadząc szczyt lodu a ja chwilę za nim zażywcowałem by z fajnego miejsca porobić zdjęcia i zainstalować wędkę na spionowanej części lodospadu. Pogoda się poprawiała a my różnymi wariantami, w różnorodnych konfiguracjach sprzętowych bezpiecznie wspinaliśmy się po pionie. Irek testował ustawienie zębów w swoich nowych Campach, Jarek oceniał (pozytywnie) parę moich starych przyjaciół e postaci Griveli 2F oraz na zmianę używał Machin i Simondów. Ja postanowiłem sprawdzić jak na pionie sprawuje się odchudzona Naja i byłem całkiem zadowolony. Po tych wszystkich działaniach zwinęliśmy mokry sprzęt i całkiem sprawnie dotarliśmy na kawę do pensjonatu gdzie na parkingu czekał na nas samochód. Całkiem dobra napój i miła obsługa stanowiła przyjemny element fajnego dnia. Później przejazd  przez Czechy i rajd po wyludnionej Opolszczyźnie ( między Branicami a Kietrzem minęły nas 4 samochody i rowerzystka a pierwszych pieszych osobników zobaczyliśmy w liczbie 9 w Kietrzu) i byliśmy w domu.